Ale korekty i przestoje będą?
Oczywiście. Od marca 2009 r. mieliśmy 24 korekty, przynajmniej 5 proc. W ostatnim okresie mieliśmy ich nagromadzenie. Było głębokie załamanie akcji amerykańskich w lutym 2018 r. IV kwartał był najgorszym z wielu ostatnich. W maju 2019 r. była kolejna korekta. Po tych korektach rynek wychodzi na nowe szczyty. To jest istotna informacja. Po wyjściu na nowe szczyty średnio 84 proc. okresów rocznych jest wzrostowych.
Jakie są główne argumenty za dalszymi zwyżkami?
Nie widać formacji szczytowej, nie ma euforii. Inwestorzy są pełni obaw, wręcz boją się inwestować. To znaczy, że nie mają dużego zaangażowania w akcje w swoich portfelach. Cena do zysku jest na poziomie 17–18 punktów, ani wysoko, ani nisko. Przy tej wielkości parametru za kolejne 10 lat mamy kilkuprocentowe zwyżki, po 10 proc. średniorocznie. Inwestorzy więcej tracą, przygotowując się do spadków, niż podczas faktycznych spadków. Jeżeli hossa będzie trwała 10 lat, a przestaniemy inwestować w akcje, to na szczycie będziemy mieli dużo mniej środków. Poziom, który sobie wyznaczymy do inwestycji w akcje (20–100 proc.), na stałe powinien być inwestowany. Po całym cyklu będzie zgromadzony większy kapitał, niż jeżeli ciągle będziemy się bali.
Trzeba mieć świadomość, że może dojść do krachu, nawet chwilowego, wywołanego przez komputery?
Poprzednia permanentna hossa trwała od 1981 do 2000 r. Zdarzył się 19 października 1987 r., gdzie rynek spadł podczas jednej sesji 22 proc. Nie jesteśmy w stanie tego przewidzieć, ale ważne, co się stało później. Do końca grudnia to wszystko zostało odrobione.