Rzecznik finansowy ostatnio ostrzegał przed platformami inwestycyjnymi. Na czym polega problem? Przecież na rynku funkcjonuje wiele platform i ciężko jest powiedzieć, że wszystkie są podejrzane.
Zgadza się, natomiast dostrzegamy, że pojawiają się platformy inwestycyjne, co do działań których można mieć poważne zastrzeżenia dotyczące tego czy faktycznie dokonują one jakichkolwiek inwestycji. Pierwszym niepokojącym sygnałem, który powinien zwrócić naszą uwagę, jest miejsce rejestracji danego podmiotu. Analizując ten rynek, zauważyliśmy, że dwie–trzy platformy mają dokładnie ten sam adres zarejestrowania, gdzieś na egzotycznej wyspie na Pacyfiku. Warto na to zwracać uwagę, bo to też ma wpływ na możliwość dochodzenia jakichkolwiek roszczeń. W praktyce często niestety jest tak, że klienci przelewają stosunkowo niedużą kwotę, np. 500 USD, i jest ona „inwestowana" i zaczyna początkowo przynosić zyski. Wtedy jednak przedstawiciel takiej firmy proponuje, aby wpłacić większe kwoty. Od tego momentu często „inwestycje" nie idą już tak dobrze. W momencie, w którym klient chce odebrać pozostałą kwotę, zaczynają pojawiać się problemy. Jednym z przykładów może być żądanie skanu dowodu osobistego, by zrealizować transakcję. Co ciekawe, takie uwierzytelnienie nie było wymagane przy zakładaniu konta. Wystarczył przelew pieniędzy. Dlatego też ostrzegamy przed pochopnym przelewaniem kwot bez umowy i uwierzytelnienia, bo możemy te pieniądze po prostu stracić. Też trzeba pamiętać, że pomoc ze strony KNF czy też rzecznika finansowego w odzyskaniu pieniędzy jest w takich przypadkach ograniczona. Ciężko bowiem takie podmioty zidentyfikować, szczególnie że te firmy też bardzo szybko znikają. Dlatego też trzeba zachować ostrożność.
Jak duży jest to problem na naszym rynku?
Mówiąc na podstawie wniosków, które do nas trafiają, można by powiedzieć, że problem jest znikomy. Rocznie wpływa do nas około 20 skarg. My absolutnie jesteśmy jednak przeciwni temu, żeby bagatelizować ten problem. Platform jest wiele, są dość agresywne i w każdym przypadku są osoby, które są poszkodowane. Część z nich być może w ogóle nie informuje nikogo o tym, bo straciły stosunkowo niewielkie kwoty. Przypuszczamy więc, że liczba wniosków, które do nas trafiają, to tak naprawdę czubek góry lodowej. Jeśli więc dostrzeżemy nową formę „atrakcyjnej inwestycji", konsekwentnie przed nią przestrzegamy.