Ostatnie dni obfitują w oferty publiczne. Zgodę KNF na IPO otrzymał właśnie STS Holding, największy w Polsce bukmacher kontrolowany przez rodzinę Juroszków. Szczegóły poznamy w środę rano, wraz z publikacją prospektu. Przewidziana jest również konferencja. Na razie wiadomo, że pod młotek idzie część pakietu Juroszków.
Lider, który zarabia
Spółka nie idzie na GPW po pieniądze, ponieważ na razie bieżącą działalność i potrzeby inwestycyjne może finansować samodzielnie: nie ma znaczących zobowiązań z tytułu kredytów i pożyczek. Obecność na parkiecie ma być naturalnym krokiem w rozwoju firmy i stwarzać możliwości. Prezes Mateusz Juroszek mówił, że dostawał propozycje przejęcia jego firmy. Wejście na giełdę to sposób na dopuszczenie inwestorów mniejszościowych i zachowanie kontroli nad spółką, ponieważ to nie koniec jej rozwoju.
Dla inwestorów zakup akcji ma dać ekspozycję na będący wciąż w fazie wzrostu polski rynek zakładów wzajemnych, na którym STS jest niekwestionowanym liderem. Przedsiębiorstwo planuje również ekspansję zagraniczną – jako uzupełnienie kluczowego biznesu nad Wisłą.
STS to lider polskiego rynku, mierząc udziałem w wartości przyjmowanych zakładów. W 2020 r. tak liczone obroty wyniosły 3,3 mld zł, co dało spółce 46-proc. udział w torcie. Kolejna na podium jest Fortuna (swego czasu notowana na GPW) z 28-proc. udziałem, a trzeci forBET ma 6,6 proc. Obroty nie są kluczowym miernikiem, bo – jak zaznaczał prezes Juroszek – ze sprawozdań firm w KRS wynika jasno, że na tej działalności zarabiają nieliczni.
„Prawdziwe" przychody STS mierzone są wskaźnikiem NGR (net gaming revenue). Jest to wartość zakładów pomniejszona o 12-proc. podatek od zakładów oraz o wypłacone wygrane. NGR w 2020 r. wyniósł 426 mln zł, a wynik EBITDA sięgnął 171 mln zł.