Relacje inwestorskie – reaktywacja

Podręczniki ekonomii traktujące o funkcjonowaniu rynku kapitałowego najczęściej bazują na założeniu, że akcjonariuszom zależy na wzroście kursu akcji. Jeśli tak rzeczywiście jest, to rynek funkcjonuje w miarę poprawnie.

Publikacja: 24.05.2023 21:00

Relacje inwestorskie – reaktywacja

Foto: materiały prasowe

Niestety, w przypadku warszawskiej giełdy często jest inaczej, ale możemy optymistycznie oczekiwać, że za kilka miesięcy się to zmieni.

W teorii wszystko wygląda bardzo dobrze – akcjonariusze mają wiele powodów, aby dbać o wycenę akcji. Im więcej są one warte, tym trudniej o wrogie przejęcie, tym większa wartość posiadanych akcji i tym większe możliwości sprzedaży akcji nowych emisji po atrakcyjnej cenie. Z tych powodów przywykło się uważać, że dbałość akcjonariuszy o wycenę jest jakimś aksjomatem, że tak zawsze musi być. I w konsekwencji przyjęcia tego założenia popełnianych jest wiele błędów regulacyjnych i rynkowych.

Oczywiście to założenie jest prawidłowe w tym sensie, że wyższa wartość akcji rzeczywiście powoduje przedstawione powyżej konsekwencje. Ale warto zdawać sobie sprawę, że w tym rozumowaniu zaszyte jest jeszcze jedno głębsze założenie, a mianowicie takie, że akcjonariuszom zależy na ochronie przed wrogim przejęciem, na zbywaniu akcji istniejących i na emitowaniu nowych akcji.

A co, jeśli jest inaczej? Jeśli struktura akcjonariatu nie pozwala na wrogie przejęcie, a zatem obrona przed nim nie ma sensu? Jeśli akcjonariusze nie zamierzają sprzedawać akcji, tylko je kupować? Jeśli nie zamierzają emitować nowych akcji, tylko prowadzić do delistingu? Wówczas cała ta logika pada i staje się jasne, że akcjonariuszom (przynajmniej tym kontrolującym spółkę) może zależeć na... jak najniższych cenach akcji.

Przyswojenie tej oczywistej oczywistości pozwala wyjaśnić wiele procesów zachodzących na polskim rynku kapitałowym. Nagle staje się jasne, dlaczego niektórym spółkom nie zależy na prowadzeniu relacji inwestorskich. W sytuacji kiedy fakt notowania jest „wartością ujemną” i kiedy spółki dążą do delistingu możliwie najniższym kosztem, budowanie komunikacji z inwestorami czy kreowanie płynności nie jest działaniem racjonalnym. Jednak już za kilka miesięcy sytuacja może być inna wskutek zmian regulacyjnych i makroekonomicznych.

O ile dziś spółki funkcjonują w takich realiach, że finansowanie bankowe jest stosunkowo łatwo dostępne, a finansowanie rynkowe jest drogie i skomplikowane, o tyle jutro może być zupełnie inaczej. Utrzymująca się od wielu miesięcy realnie ujemna stopa procentowa będzie coraz bardziej ograniczać możliwości kredytowe banków. Kredyt stanie się coraz trudniej dostępny i będzie coraz droższy. Z drugiej strony jesienią powinien zakończyć się proces legislacyjny tzw. Listing Act. Wprawdzie zmiany zmierzające do liberalizacji MAR-u zostały mocno okrojone, ale najważniejsza koncepcja zgłoszona przez SEG, czyli możliwość dokonywania nowych emisji przez spółki już notowane bez konieczności sporządzania i akceptacji prospektu, wydaje się niezagrożona.

Niedługo możemy być zatem świadkami renesansu finansowania rynkowego. Jeśli spółka ma problem z otrzymaniem kredytu, a bez problemu jest w stanie uzyskać decyzję akcjonariuszy o podniesieniu kapitału i sprzedać akcje, to wtórne emisje notowanych spółek powinny pojawiać się jak grzyby po deszczu. Warto przy tym nadmienić, że wreszcie, po dwóch dekadach, wrócimy do sytuacji, kiedy emitenci otrzymują realną korzyść w zamian za ich przejrzystość informacyjną. Z jednej strony wciąż będą zmuszeni do publikacji szerokiego zakresu informacji, wciąż będą musieli zachowywać się w biznesie przyzwoiciej niż ich nienotowana konkurencja, ale za poniesione koszty będą mieli możliwość dostępu do finansowania.

Przy czym to będzie miało sens tylko wówczas, kiedy sprzedaż nowych emisji akcji będzie możliwa po atrakcyjnej dla emitenta cenie. I tu wracamy do wątków poruszonych na początku tego tekstu – jeśli chcemy, aby inwestorzy dużo płacili za nasze akcje, to musimy podjąć określone działania z dużym wyprzedzeniem. To nie jest tak, że spółka z miesiąca na miesiąc będzie mogła zmienić swoje postrzeganie przez uczestników rynku. Wymagać to będzie przynajmniej kilkunastu miesięcy ciężkiej pracy, dlatego należy rozpocząć te działania jak najszybciej.

Spółki powinny poznać swoich akcjonariuszy indywidualnych oraz ich potrzeby informacyjne. Na tej podstawie powinny opracować nową spójną politykę informacyjną. Powinny także określić, w jaki sposób zamierzają zwiększać płynność. Z kolei dla inwestorów instytucjonalnych najważniejsze będzie dostarczenie rzetelnych i kompletnych danych z obszaru ESG, gdyż oni sami zmuszeni są do publikowania tych informacji w kontekście ich portfeli inwestycyjnych. Tego też nie osiągniemy z dnia na dzień i potrzebne będą miesiące ciężkiej pracy, aby wydobyć niezbędne dane w ramach grupy kapitałowej, a niekiedy nawet łańcucha wartości.

Przed spółkami zatem bardzo dużo pracy w obszarze, który w ciągu ostatniej dekady był bardzo zaniedbywany. O tym, jak się do tego zabrać, będziemy dyskutować podczas XIV Kongresu Relacji Inwestorskich SEG-u.

Felietony
Nowa epoka w prospektach?
Felietony
Altcoiny – między potencjałem a ryzykiem
Felietony
Dyskretny urok samotności
Felietony
LSME – duże wyzwanie dla małych spółek
Felietony
Złoty wciąż ma potencjał do aprecjacji, ale w wolniejszym tempie
Felietony
Jak wspominam debiut WIG20