Wnioski z niej będą podstawą do sformułowania doktryny bezpieczeństwa energetycznego opartej na czterech filarach. Sama doktryna może zaś stać się wstępem do polityki energetycznej kraju, nad którą pracuje Ministerstwo Energii.
Jak zauważył Jerzy Janikowski z Tauronu, gdyby wprowadzić wskaźnik niezależności energetycznej dla wszystkich członków Wspólnoty, to Polska wypadłaby korzystnie na tle pozostałych państw UE.
– Nie możemy dyskutować o suwerenności energetycznej przez pryzmat bezpieczeństwa wielkich korporacji, a do tego ostatnio sprowadza się dyskusja – stwierdził prof. Jan Popczyk z Politechniki Śląskiej. – Jeśli rzeczywiście chcemy bronić energetyki węglowej, to musimy pamiętać o dwóch ograniczeniach dla niej: rosnącej roli importu połączeniami transgranicznymi i coraz większej niezależności samorządów, gdzie oddolnie wdziera się jak tajfun nowa energetyka – dodaje ekspert.
Ocenia, że już obecna technologia pozwala osiągnąć niezależność energetyczną w ramach lokalnych klastrów. Znaczenie nowej energetyki będzie zaś rosło wraz z elektryfikacją transportu i ciepłownictwa oraz dzięki położeniu nacisku na efektywność energetyczną, szczególnie w budownictwie. Konieczna jest przy tym m.in. rzeczywista restrukturyzacja energetyki, a także wydzielenie operatorów sieci średnich i niskich napięć. Trzeba też poważnie pomyśleć o modernizacji bloków klasy 200 MW, a także przebudowie systemu cen dla odbiorców.
– Nikt nie kwestionuje dziś zasadności przeprowadzenia transformacji. Rzecz w tym, jak ma być ona głęboka i w jakim czasie należy ją przeprowadzić – zauważa dr inż. Stanisław Tokarski z Akademii Górniczo-Hutniczej. Jest przekonany, że dziś nikt nie podejmie decyzji o budowie nowych dużych bloków. Jednocześnie część już prowadzonych inwestycji może zostać porzucona. – Jeśli mówimy o bezpieczeństwie dostaw, to do 2025 r. nie powinniśmy odstawić żadnego pracującego bloku, a jednocześnie zapewnić przestrzeń do budowania nowej energetyki – twierdzi Tokarski.