Podkreślił, że dzięki prowadzonej przez ostatnie trzy lata polityce spółki odprowadziły o ok. 7 mld zł rocznie mniej, niż wynikałoby to z założeń przyjętych w przeszłości. Jego zdaniem zgromadzone środki mogą stanowić „optymalny wkład własny" pod kredyty na budowę elektrowni atomowej wartej ok. 60 mld zł.
To jeden z możliwych modeli finansowania gigantycznej inwestycji. – Minister mógł zsumować gotówkę leżącą na kontach spółek znajdujących się pod jego nadzorem – sugeruje Paweł Puchalski, kierownik działu analiz giełdowych w DM BZ WBK. Według niego PGE może pozostać liderem konsorcjum atomowego. Takie jest zresztą oczekiwanie Krzysztofa Tchórzewskiego. Szef resortu energii wskazał też na KGHM i Tauron jako te spółki, które nie mają wystarczających środków do udźwignięcia projektu. – Dlatego spodziewam się, że oprócz Enei, która już jest udziałowcem PGE EJ1, do realizacji projektu zostanie zaproszona Energa – wskazuje Puchalski. – Gdańskiej spółce trudno będzie odmówić, skoro w statucie ma zapisane działania na rzecz bezpieczeństwa energetycznego kraju – dodaje analityk DM BZ WBK.
Minister nie wskazał potencjalnych uczestników atomowego konsorcjum. Stwierdził jedynie, że spółki przynoszące rocznie ok. 2 mld zł zysku mogłyby się podjąć budowy elektrowni jądrowej (PGE, które jest liderem spółki celowej PGE EJ1, generuje zarobek nawet przekraczający tę kwotę – red.). Nie wiadomo, czy uwzględnił PKN Orlen, który wcześniej deklarował możliwość przyjrzenia się tej inwestycji, ale potem się z tego wycofał. Płocka rafineria ma zresztą plany związane z przejęciem Lotosu i wart 8,3 mld zł plan rozwoju segmentu petrochemicznego. Obie paliwowe spółki znalazły się zresztą ostatnio pod bezpośrednim nadzorem premiera Mateusza Morawieckiego. Na razie rząd nie podjął decyzji o realizacji projektu.
Jak wynika z przedstawionych przez Tchórzewskiego szacunków, koszt budowy 1 tys. MW mocy atomowych sięga 14–15 mld zł, a ramy czasowe dla przedsięwzięcia mogą się zamknąć w 10–12 latach, z czego 7–8 lat trwałaby budowa. AWK