W toku prac w Sejmie usunięto zapis, zgodnie z którym obowiązek sprzedaży prądu na giełdzie miał mieć zastosowanie do energii dostarczanej od przyszłego roku, a będącej przedmiotem umów zawartych do dnia wejścia w życie ustawy pomiędzy spółkami należącymi do tej samej grupy. To oznaczało, że spółka obrotu mogła kupić energię od spółki wytwórczej na dowolnie długi okres, a potem sprzedawać ją własnym klientom. Jak szacował prof. Konrad Świrski z Politechniki Warszawskiej, realny poziom obowiązku giełdowego mógłby wynosić wtedy 30–40 proc.

Jednak komisja senacka przywróciła usunięty zapis. Stało się to na wniosek prezesa Urzędu Regulacji Energetyki. Handel wewnątrzgrupowy – zgodnie z tym przepisem – miał być wyłączony spod obowiązku tylko dla kontraktów zawartych do końca lipca 2018 r. To korzystne dla płynności obrotu.

Regulator nie zdradza, jakie jeszcze poprawki zgłosił. Wcześniej Maciej Bando, prezes URE, tłumaczył nam, że ewentualne wyłączenia powinny wziąć pod uwagę nie tylko zawarte kontrakty, ale także termin realnej dostawy energii. Także Towarowa Giełda Energii wyraziła zaniepokojenie wprowadzeniem zapisu wyłączającego handel wewnątrzgrupowy spod obligo. – Usunięcie ograniczenia czasowego pozwoliłoby podmiotom dokonać transakcji na rynku pozagiełdowym, co teoretycznie mogłoby się przełożyć na spadek podaży energii na giełdzie – wskazywała TGE. Ministerstwo Energii nie widziało w tym większego problemu. Z wyjaśnienia udzielonego „Parkietowi" wynikało, że celem było zachowanie zasady ochrony praw nabytych.