Grupa Azoty już teraz ma poważny problem z rentownością produkcji nawozów i – zdaniem analityków – wynika to nie tylko z trudnego otoczenia rynkowego. Rozbudowa mocy wytwórczych przez największego konkurenta na polskim rynku – Anwil z grupy Orlenu, te kłopoty tarnowskiej grupy jeszcze pogłębi.
Rośnie konkurencja
Plan Anwilu zakłada budowę trzeciej instalacji do produkcji nawozów azotowych. Inwestycja, która potrwa do końca 2021 r., zwiększy roczne moce wytwórcze włocławskiej spółki o około 50 proc., do 1,46 mln ton, i poszerzy ofertę o cztery rodzaje nawozów. Wartość projektu szacowana jest na 1,3 mld zł. Dzięki niej EBITDA (zysk operacyjny powiększony o amortyzację) Anwilu może wzrosnąć o 57 mln euro rocznie.
– Generalnie rynek nawozów rośnie na świecie w tempie około 1,5 proc., a w Polsce o około 2 proc. rocznie, co związane jest ze wzrostem wydajności w rolnictwie. Krótko mówiąc, żeby zbiory były lepsze trzeba stosować więcej nawozów. W warunkach polskich daje to potencjał do wzrostu rynku o 400–500 tys. ton do 2022 r., czyli w horyzoncie inwestycyjnym Anwilu – komentuje Krystian Brymora, analityk DM BDM. Jednak zdolności nawozowe rozbudowują również Puławy z Grupy Azoty, które do 2023 r. chcą mieć o 240 tys. ton więcej saletry amonowej. – Takiej nadwyżki produkcji krajowy rynek raczej nie wchłonie. Zwiększy się więc konkurencja, a produkt trafi na i tak już całkiem duży eksport – przewiduje Brymora.
Nie jest tajemnicą, że władze Azotów chętnie widziałyby Anwil w swojej grupie, co byłoby zwieńczeniem trwającej od lat konsolidacji w polskim sektorze chemicznych. Na to jednak się nie zanosi. – Anwil jest bardzo ważnym aktywem w grupie Orlen. Wzmacnianie jego pozycji na konkurencyjnym rynku europejskim to jeden z naszych priorytetów – zapewnił Daniel Obajtek, prezes Orlenu, podczas prezentacji planów inwestycyjnych włocławskiej spółki. Obecnie Anwil zajmuje drugie miejsce, po Azotach, wśród największych polskich firm nawozowych.