Gwoździem programu drugiego tygodnia stycznia był odczyt inflacji w USA. Rynki czekały na niego do czwartku i okazało się, że wszystko jest tak, jak prognozowano. Wskaźnik CPI spadł w grudniu do 6,5 proc., a w ujęciu bazowym do 5,7 proc. Proces dezinflacji postępuje, ale apetyty inwestorów zdają się być większe. Rynki zareagowały bowiem osłabieniem. Nie było silnego tąpnięcia i wszechobecnej czerwieni, ale impet, z jakim weszliśmy w ten rok, zwłaszcza na GPW, wyraźnie osłabł. Wygląda trochę na to, że nadszedł czas na sprzedawanie faktów i schłodzenie noworocznej euforii. Moment na taki zwrot wydaje się całkiem dobry i jeśli do niego dojdzie, poznamy rzeczywiste oblicze trwającego od października wzrostowego impulsu.

Od dołka sprzed trzech miesięcy do maksimum minionego tygodnia (1955 pkt) WIG20 zyskał 46 proc. W tym czasie, w listopadzie, pojawiła się tylko jedna korekta, znosząca zaledwie 6 proc. zwyżek. Potem doszło do wypłaszczenia fali i noworocznego ataku popytu. Od zamknięcia ostatniej sesji 2022 r. do wspomnianych 1955 pkt WIG20 zyskał 9 proc., zaliczając po drodze serię pięciu wzrostowych dni z rzędu. Liczby płynnych spółek z GPW, których notowania wydostały się nad średnie z 50 i 200 sesji wzrosła w tym czasie do 130, a liczba tych z oscylatorem RSI(14) powyżej granicy wykupienia przekracza 50. Dla samego WIG20 MACD nie dotarł jeszcze do szczytu z listopada, ale RSI już tak. Dodajmy do tego, że czwartkowy odczyt indeksu nastrojów inwestorów INI, publikowany przez Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych, pokazał wyraźnie, optymistyczne odchylenie. Odsetek osób spodziewających się zwyżek w perspektywie najbliższych sześciu miesięcy sięgnął 62,9 proc., a na koniec 2022 r. było to 52,9 proc. Sam indeks przyjmuje wartość 43,4 (różnica między odsetkiem tych, którzy spodziewają się zwyżek, a tych którzy spodziewają się spadków). Patrząc historycznie, jest to wartość zahaczająca już o granicę „nastrojowego wykupienia”. Innymi słowy – nie brakuje na naszym rynku kontrariańskich sygnałów i w tym kontekście korekta jest całkiem uzasadniona.

Książkowe byłoby zejście WIG20 do lokalnych szczytów w strefie 1800–1780 pkt. Głębokość ewentualnej korekty i zachowanie indeksów na poziomach lokalnych wsparć można będzie traktować, jak test prawdziwej siły byków. 10-proc. korekta pozwoliłaby ujarzmić apetyty inwestorów i przygotować grunt pod kolejną falę wzrostową z celem minimum 2000 pkt. Oczywiście zakładamy, że trend główny, dzięki jego skali i sygnałom na długoterminowych średnich (50- i 200-sesyjna utworzyły 5 stycznia złoty krzyż), pozostaje bazowym scenariuszem w szerokim ujęciu czasowym, a opisywany tutaj możliwy spadek to tylko krótkoterminowa, naturalna korekta. Jej wystąpienie i przebieg mogą zależeć od kondycji Wall Street, która nadal jest nieco zagadkowa. Dolar słabnie, S&P 500 jest w klinczu między średnimi z 50 i 200 sesji, a Nasdaq dopiero co tę szybszą średnią przebił. W piątek za oceanem ruszył sezon wyników za IV kwartał i być może one wyznaczą dalszy kierunek zmian tamtejszych indeksów.