O rynku inwestycji kolejowych jest głośno, Mirbud zapowiedział chęć wejścia i kupił 5 proc. akcji Torpolu. Nowy prezes Unibepu Dariusz Blocher powiedział na pierwszej konferencji, że też chętnie widziałby tam spółkę. Z drugiej strony to rynek uzależniony od funduszy unijnych. O ile wcześniej wyzwaniem były przejścia między unijnymi budżetami, o tyle teraz mamy blokadę pieniędzy. Jakie są zatem te perspektywy rynku kolejowego?
Nie mam wątpliwości, że przed rynkiem budownictwa kolejowego czas jest bardzo dobry, natomiast od 2021 r. narastają pewne problemy. Są pewne symptomy, które pozwalają ostrożnie przypuszczać, że kryzys związany z niedostatkiem nowych kontraktów będziemy mieć powoli już za sobą i duże inwestycje będą się znów toczyły w bardzo dobrym tempie.
Rynek budownictwa kolejowego to niecałe 10 proc. całego rynku, ale biorąc pod uwagę choćby kwestie ekologii, to rynek ważny. On oczywiście jest bardzo cykliczny z powodu uzależnienia od środków unijnych – raz inwestycji jest dużo, raz mało, co ma przełożenie na wahanie przychodów. Na to nakłada się problem kosztów. Na GPW mamy Torpol, Trakcję i ZUE, dla których rynek kolejowy jest najważniejszy, mamy Budimex, dla którego to ważna noga. Te firmy konkurują z dużymi podmiotami spoza GPW, z austriackimi Strabagiem i PORR-em, ale także z bardzo liczną grupą średnich przedsiębiorstw wyspecjalizowanych wyłącznie w budownictwie kolejowym. Kiedy na rynku jest mniej zleceń, konkurencja mocno się nasila, firmy muszą walczyć ceną, a to – obok cen materiałów – ma wpływ na rentowność kontraktów.
Specyfika polskiego rynku polega też na tym, że największym zamawiającym są państwowe PKP Polskie Linie Kolejowe, do których dołączy Centralny Port Komunikacyjny. Co więcej, te podmioty kontrolują dwie duże spółki wykonawcze: odpowiednio Trakcję i Torpol. To budzi obawy właścicieli prywatnych firm. Czy takie teorie spiskowe są słuszne, okaże się za dwa, trzy lata.