Polskie kopalnie nie są skazane tylko na polskich producentów sprzętu. Czy jednak chętniej wybierają współpracę z rodzimymi firmami? Mają większe zaufanie do was?
Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że rynek maszyn jest rynkiem światowym i nie można patrzeć, czy coś jest polskie, czy europejskie. Każdy wie o każdej budowanej kopalni, oraz w co ma być wyposażona. Mamy na czele Joya i Caterpillara, obecne w Polsce tak, jak my jesteśmy obecni za granicą i dla mnie jest to naturalne, nie możemy się na to zamknąć. Kultura obsługi i wpływu odbiorcy na producenta, zamawianie ściśle określonych maszyn – to jest podstawa obustronnej współpracy.
Co jakiś czas wraca temat współpracy czy też połączenia sił głównych polskich producentów maszyn – Kopeksu i Famuru. Jest na to jakaś szansa? Na razie bowiem spotykacie się w sądzie w sprawie nieudanej współpracy w Chinach...
Z punktu widzenia analityków taka współpraca byłaby logicznie uzasadniona, a w biznesie nigdy nie można mówić nigdy. Na rynkach międzynarodowych taka grupa na pewno dałaby większą siłę nam jako Polakom. A jeśli chodzi o Chiny – to nie nasza wina, jest przecież wyrok w tej sprawie. Może był to po prostu brak doświadczenia?
Kontrolę nad Famurem od kilku lat ma pana syn, pan zostawił sobie bardzo niewielką część udziałów. Gdyby miał pan wydać rekomendację dla Famuru, to kiedy powiedziałby pan „sprzedaj"?