– Jeśli Boryszew zdecyduje się na przymusowy wykup mniejszościowych akcjonariuszy Hutmenu, będziemy na drodze cywilnoprawnej dochodzić sprawiedliwych warunków transakcji. Istnieją sposoby na wystąpienie ze środkami prawnymi mającymi na celu zmianę warunków „wyciskania" lub dochodzenia odszkodowania w takiej sytuacji – mówi Radosław Kwaśnicki, partner zarządzający kancelarii RKKW, pełnomocnik pięciu akcjonariuszy indywidualnych, którzy zaskarżyli przeforsowane rok temu przez Boryszew uchwały o zniesieniu dematerializacji akcji Hutmenu. – Z naszej perspektywy jedynie dwa rozwiązania byłyby fair: albo Hutmen zostaje spółką publiczną, albo delisting dokonywany jest w oparciu o godziwą wartość akcji. Wszystkie inne działania będziemy kwestionowali przed sądami i innymi właściwymi organami – dodaje.
Boryszew wniósł o uchylenie spornej uchwały sprzed roku (NWZA odbędzie się 29 października) i jednocześnie ogłosił wezwanie do sprzedaży wszystkich papierów w obrocie. Jeśli uda mu się zwiększyć udział do przynajmniej 90 proc. (teraz ma 84,2 proc.), możliwe będzie przeprowadzenie przymusowego wykupu.
– Forsując w zeszłym roku uchwałę o delistingu Hutmenu, płacił w wezwaniu 4,9 zł za akcję, czyli blisko dwa razy mniej, niż wynosiła wartość księgowa. Na etapie rozpoznawania wniosków o zabezpieczenie powództw sąd uznał za uprawdopodobnione, że cena w wezwaniu – oparta wyłącznie na notowaniach giełdowych – nie uwzględniała interesów akcjonariuszy mniejszościowych i nie odpowiadała wartości godziwej akcji – dodaje. Cena w obecnym wezwaniu to 5 zł, a wartość godziwa to 9,65 zł.
– Nie będziemy komentować sugestii formułowanych w sposób sugerujący niecne zamiary – odpiera Piotr Szeliga, prezes Boryszewa. – Powzięte przez nas czynności jasno formułują, czego na podstawie obowiązujących przepisów się domagamy. Nie uprawniają one do niedorzecznych spekulacji. Podkreślamy, że wszelkie zamierzenia inwestycyjne Boryszewa rzutują nie tylko na sytuację spółki zależnej, ale również mogą mieć wpływ na kurs akcji samego Boryszewa. W związku z tym podstawą komunikacji muszą być przepisy dotyczące obowiązków informacyjnych spółek publicznych, nie zaś publicystyka albo polemika prasowa z osobami, których intencje zdają się niejednoznaczne – dodaje.