Rosnące koszty wykonawstwa, spadek ilościowy sprzedaży mieszkań w III kwartale wobec rekordowego I półrocza, dane o trudnościach z uzupełnianiem podaży w aglomeracjach – nic nie mogło popsuć nastrojów inwestorów, dopóki RPP nie rozpoczęła podnoszenia stóp. WIG-nieruchomości od razu stracił kilkanaście procent. Jak podwyżki stóp mogą przełożyć się na mieszkaniówkę?
Deweloperzy robili swoje i żadne podwyżki cen materiałów – stali o 100 proc. – ich nie powstrzymywały. Starali się zdobywać pozwolenia i ruszać z kolejnymi projektami, co nie było nieracjonalne, tylko wynikało z niesłabnącego popytu. To popyt jest zazwyczaj bardziej płochliwy, ale ta płochliwość była dotychczas wyraźnie hamowana pewnymi zjawiskami makroekonomicznymi. Do zakupu mieszkań skłaniała przede wszystkim drastyczna, powiększająca się różnica między niskimi stopami procentowymi i wysoką inflacją. Przy w zasadzie nieoprocentowanych rachunkach, stojących w miejscu stopach, kiedy inflacja zaczynała taniec, nawet coraz wyższe ceny mieszkań nie były tak silnym impulsem hamującym popyt.
W tej chwili dzieją się bardzo ciekawe zjawiska. Zastanawiamy się, co będzie ze stopami, czy będzie to miało przełożenie na popyt, a deweloperzy po prostu dalej działają, starają się zdobyć pozwolenia, rozglądają się po różnych rynkach. Deweloperzy działają w perspektywie długoterminowej.
Czy jest jakiś konkretny poziom stóp, który można by uznać za taki, który realnie wyhamuje popyt?