Instytucje wskazują, że usługi w chmurze wprawdzie już są dostępne i oferują je duzi globalni gracze, ale zbierane przez nie dane przechowywane są za granicą, usługi te są też droższe, niż gdyby były prowadzone operacyjnie w Polsce. – Stworzenie polskiej chmury obliczeniowej powinno być nie tylko tańsze dla polskich instytucji, ale też zapewnić im większe bezpieczeństwo – przekonuje Borys. Zdaniem obu instytucji to projekt atrakcyjny komercyjnie, bo rynek jest perspektywiczny – według prognoz wydatki na usługi chmurowe w Polsce wyniosą w 2023 r. już 24 mld zł.
PKO BP i PFR podkreślają, że dobra oferta obliczeń w chmurze jest szczególnie ważna dla małych i średnich firm, którym trudniej przychodzi transformacja cyfrowa, bo nie zawsze stać je na budowę własnej infrastruktury technologicznej. – Chmura pomaga im pokonać te bariery, to duża szansa dla przyśpieszenia transformacji cyfrowej dla polskich MŚP, co może uczynić je bardziej konkurencyjnymi – mówi Borys.
Wyróżnić się na rynku
To kolejny przykład rozszerzania oferty banków poza tradycyjną dla nich działalność. Polskie banki dają możliwość komunikacji online z administracją publiczną (profil zaufany) i zaczynają oferować produkty i usługi do tej pory niekojarzące się z bankowością. W tym roku Idea Bank uruchomił chmurę faktur, otwarty system, który ma uprościć, ujednolicić i zwiększyć bezpieczeństwo wymiany dokumentów finansowych. Millennium zaś uruchomił cyfrową platformę Goodie, gdzie sprzedawcy i użytkownicy wzajemnie na siebie oddziałują.
Skąd taki trend? Bankom trudno się wybić na tle konkurencji, ich produkty i usługi uznawane są za standardowe i zawsze dostępne. A na rynek coraz agresywniej wchodzą podmioty z innych branż, banki muszą więc uatrakcyjnić ofertę i uzupełnić ją o elementy spoza standardowego zestawu, żeby zwiększyć liczbę i częstotliwość kontaktów z klientami. – Trwa walka o uwagę i czas klienta oraz możliwość zbierania danych na jego temat w celu skuteczniejszego oferowania mu swoich produktów i usług. Kto traci bezpośredni kontakt z klientami, wypada z gry – komentuje jeden z bankowców.
Pesa ma umowę z bankami, PFR może dokapitalizować spółkę
Pesa i konsorcjum banków oraz ubezpieczycieli zawarło porozumienie kredytowe o łącznej wartości 1,2 mld zł, które spełnia ostatni warunek dla wejścia w życie lipcowej umowy przejęcia Pesy przez Polski Fundusz Rozwoju. Dzięki umowie z instytucjami finansującymi bydgoski producent taboru kolejowego będzie mógł zostać dokapitalizowany przez PFR kwotą 300 mln zł i docelowo stanie się jej głównym akcjonariuszem. Pesa od dawna ma problemy finansowe wynikające m.in. z opóźnień w dostawach pociągów, przede wszystkim do DB Regio. Duża strata netto w 2017 r. była spowodowana rezerwami dotyczącymi zapasów, napraw gwarancyjnych, ewentualnych kar czy spraw sądowych. Spółka wskazywała, że zebrała na lata 2019–2023 zamówienia warte 3,3 mld zł i spodziewa się kolejnych, także zagranicznych. Paweł Borys, prezes PFR, mówił, że celem jest dalsza konsolidacja sektora kolejowego, zarówno w Polsce, jak i za granicą i budowa znaczącej na światowym rynku przemysłowej grupy, a następnie pozyskanie prywatnego partnera. – Ze znalezieniem chętnego nie powinno być problemu, bo światowy popyt na pojazdy szynowe sięga apogeum, a szczególnym zainteresowaniem cieszą się pociągi regionalne i tramwaje, w czym specjalizuje się Pesa – wyjaśniał. MR