Zaledwie dwa dni później, w obliczu wybuchu kryzysu bankowego, ten misterny plan zaczął jednak rozpadać się jak domek z kart. Paniczna reakcja inwestorów spowodowała głęboką przecenę akcji banków oraz zwrot na rynku obligacji. Nie sądzę, żeby ten niespodziewany kryzys finansowy miał przyćmić albo zbliżyć się do pierwowzoru z 2008 r. Natomiast zbliża nas on, niestety, do scenariusza pełnoobjawowej recesji.
Jako inwestorzy, do tegorocznego Dnia Kobiet żyliśmy w błogiej nieświadomości zagrożenia, które postawiło światowy sektor bankowy niemal na skraju upadku. Upadku, który mógł być ubocznym i nieprzewidzianym skutkiem zacieśnienia polityki monetarnej w USA. Przyzwyczailiśmy się już do widma recesji, o której trąbiono od miesięcy. Zdążyliśmy już ją nawet w tym roku odwołać, ogłaszając nadejście miękkiego lądowania. Na implozję systemu bankowego nikt nie był jednak przygotowany. Na pewno nie zarządzający funduszami, którzy od dłuższego czasu przeważali w portfelach właśnie sektor finansowy. Widoczne było to szczególnie w Europie, gdzie banki były największym beneficjentem podnoszonych od lipca 2022 r. stóp procentowych i głównym wygranym trwającego od października ubiegłego roku rynkowego odreagowania (indeks banków strefy euro zyskał 50 proc.). Przypuszczam nawet, że o potencjalnym problemie nie wiedzieli ani Jerome Powell, ani senatorzy zasiadający w komisji bankowej, przed którymi szef Fedu występował tuż przed wybuchem problemu w amerykańskim sektorze banków regionalnych, przekonując, że stopy procentowe powinny rosnąć bardziej i szybciej, żeby skutecznie stłumić inflację.
Niezamierzone skutki
Trwające od roku zacieśnianie polityki pieniężnej przez Fed i inne banki centralne, jak na razie zamiast schłodzenia gospodarki, rynku pracy i konsumpcji przyniosło zdecydowanie inne i to niezamierzone skutki. Najpierw, jesienią ubiegłego roku, na krawędzi bankructwa znalazł się brytyjski sektor funduszy emerytalnych uratowany dzięki interwencji Banku Anglii. Teraz rosnące stopy procentowe i rentowności obligacji skarbowych przyczyniły się do kłopotów w amerykańskim systemie bankowym. Europejskie banki, pomijając ich najsłabsze ogniwo i źródło ciągnących się od dekady kłopotów – bank Credit Suisse, stały się tym razem ofiarami globalnej awersji do sektora finansowego, a nie przyczyną problemu.
Zamknięcie przez amerykański nadzór zarówno Silicon Valley Banku, głównej instytucji obsługującej sektor technologicznych start-upów, jak i Signature Banku, jednego z czołowych banków związanych z rynkiem kryptowalut, moim zdaniem można potraktować jako kolejną odsłonę trwającego od końca 2021 r. dramatu – pęknięcia bańki spekulacyjnej na rynku kryptowalut i spółek technologicznych oraz gwałtownego wzrostu stóp procentowych. Ten spektakularnie szybki i niespodziewany upadek szesnastego pod względem wartości aktywów banku w USA był efektem gwałtownego odpływu depozytów, który nastąpił tuż po ogłoszeniu (w Dniu Kobiet) przez władze banku straty w wysokości 1,8 mld dolarów zrealizowanej ze sprzedaży obligacji skarbowych i związanej z nią planowanej emisji akcji celem pokrycia ubytku w kapitałach własnych banku. Sprzedaż papierów dłużnych była wymuszona trwającym od dłuższego czasu ciągłym odpływem depozytów, które w banku SVB w większości należały do nowo powstałych spółek technologicznych. Po tym, jak w 2022 r. rynek IPO i SPAC praktycznie wysechł jako źródło pozyskania nowego kapitału, a pożyczki w bankach stały się droższe i trudniejsze do zdobycia, start-upy z Doliny Krzemowej, które niemal z definicji „przepalają” gotówkę w pierwszych latach funkcjonowania, zostały zmuszone do korzystania jedynie z pozyskanych wcześniej środków. Efektem był trwający od początku 2022 r. ciągły spadek bazy depozytowej w banku Silicon Valley, ze 189 mld USD do 173 mld USD na koniec 2022 r. Odpływ depozytów ułatwiał fakt, że niemal połowa środków zgromadzonych na rachunkach w tym banku (jak i w wielu innych) była trzymana na nieprzynoszących odsetek depozytach na żądanie. W tej sytuacji informacja o stracie SVB ze sprzedaży obligacji wywołała lawinę kolejnych wniosków o zamknięcie depozytów – 9 marca wartość wycofywanych środków sięgnęła 42 mld USD. Nastąpił klasyczny run na bank, który skończył się jego upadkiem i wkroczeniem nadzoru.