Zdaniem Marcina Materny, szefa działu analiz Millennium DM, nie ma co liczyć na to, że kredytobiorcy skorzystają w dłuższym terminie. – Truizmem jest stwierdzenie, że w tej sytuacji szybko wzrosną marże kredytowe dla nowych umów, co w znikomym stopniu wpłynie na zwiększenie możliwości wzięcia kredytu i obniżkę jego kosztu dla nowych klientów (będą płacili tyle, ile dzisiaj nawet po zmianach), a w okresie do wprowadzenia tych regulacji – właściwie zamrozi rynek udzielania nowych kredytów – mówi Materna.
Dodaje, że nie można też wykluczyć wzrostu stawki ON (pogorszenie wyników banków to bowiem także spadek ich płynności), ta stawka więc zbliży się do stawki WIBOR 3M. – W dodatku wątpię, że zmiana obroni się to pod względem prawnym – skoro nie udało się do tej pory „rozbroić" ustawowo problemu kredytów w CHF (ponoć nie można ingerować w istniejące umowy), równie trudna będzie zmiana umów, jeśli chodzi o kredyty złotowe, tym bardziej że nie dotyczy to tym razem „drobnostki", jaką jest kurs walutowy rozliczenia na linii klient–bank, a oprocentowania, czyli wynagrodzenia za kapitał. Co do wakacji kredytowych, to fundusz wsparcia istnieje i na razie nie cieszy się popularnością – być może dlatego, że kłopotów ze spłatą rat kredytowych wcale nie ma tak wielu obywateli, jak rząd chce to przedstawić – mówi Materna.
Które banki mogą najmocniej odczuć planowane zmiany? – Wydaje mi się, że koszty ponoszone przez banki mogą być proporcjonalne np. do ich udziału w rynku czy portfela kredytowego. Natomiast w przeliczeniu na wartość na pewno banki, które mają najniższe rentowności aktywów (ROA), najmocniej odczują to w swoich zyskach – mówi Jańczak.
RPP będzie musiała zabrać kredytobiorcom to, co da im rząd
Dzięki „trzem filarom wsparcia dla kredytobiorców", które zaprezentował w poniedziałek premier Mateusz Morawiecki, mają oni zyskać w tym i w przyszłym roku około 5–6 mld zł rocznie. To będzie oznaczało więcej pieniędzy w kieszeniach gospodarstw domowych z przeznaczeniem na inne cele. Może to wymusić na Radzie Polityki Pieniężnej jeszcze większe podwyżki stóp procentowych, niż byłyby potrzebne, gdyby rząd nie ingerował w działanie rynku kredytowego. Przyznał to w poniedziałek Ludwik Kotecki, jeden z członków RPP.
– Z prezentacji premiera wynika, że pomoc dla kredytobiorców wyniesie około 5–6 mld zł rocznie. Teoretycznie więc będą to dodatkowe środki, które zostaną w kieszeniach kredytobiorców. To obniży skuteczność podwyżek stóp procentowych, których celem jest przecież schłodzenie popytu. Propozycje rządu ten popyt będą podtrzymywały, chociaż do szacunków, jaki ten efekt dokładnie będzie, podchodziłabym ostrożnie – tłumaczy „Parkietowi" dr Dorota Skała z Instytutu Ekonomii i Finansów Uniwersytetu Szczecińskiego.
Marcin Mazurek, główny ekonomista mBanku, szacuje wstępnie, że aby skompensować wzrost dochodów do dyspozycji gospodarstw domowych, którym poskutkuje pomoc dla kredytobiorców, RPP będzie musiała podnieść stopę procentową o dodatkowe 0,5 pkt proc. Na pierwszy rzut oka to niewiele. Ale kredytobiorcy mogą to odczuć wcześniej niż jakąkolwiek ulgę. – Inwestorzy starają się przewidywać przyszłość. Zanim ogłoszone zmiany zaczną wchodzić w życie, kredytobiorcy będą płacić więcej, bo oczekiwania na zmiany polityki pieniężnej już przesunęły się w górę – mówi Mazurek.