Banki zapłacą miliardy za rządowy pomysł wsparcia kredytobiorców

Jak przyznają analitycy, pomysły dotyczące tego, jak pomóc posiadaczom kredytów w złotych, poszkodowanym przez rosnące stopy procentowe, były wcześniej dyskutowane. Jednak koszty pomocy – co widać po spadku notowań banków – znacząco przewyższą oczekiwania rynku.

Publikacja: 25.04.2022 21:00

Premier Mateusz Morawiecki podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach ogłosił czterop

Premier Mateusz Morawiecki podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach ogłosił czteropunktowy plan, który ma pomóc kredytobiorcom.

Foto: folha.com.br, Zbigniew Meissner Zbigniew Meissner

Rząd planuje ulżyć kredytobiorcom poprzez czteropunkowy plan. Koszty będą liczone w miliardach złotych, a poniosą je pożyczkodawcy. Nic więc dziwnego, że w poniedziałek notowania banków tąpnęły.

Rząd rusza na ratunek

– Proponujemy tzw. wakacje kredytowe w latach 2022 i 2023 dla wszystkich kredytobiorców, którzy będą mieli trudność w spięciu budżetów domowych i będą chcieli skorzystać z takich wakacji. Będą one skonstruowane następująco: jedna rata kredytowa w kwartale w roku 2022 i 2023 zostanie niejako przesunięta do spłaty bez odsetek. Łącznie w tym okresu będzie to osiem rat kredytowych – powiedział premier podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach.

Ponadto od 1 stycznia 2023 r., we współpracy z regulatorem rynku oraz z Sejmem, zostanie narzucony obowiązek posługiwania się inną niż WIBOR stawką pochodzącą z rynku międzybankowego depozytów overnight (ON)

Banki będą musiały także przeznaczyć dodatkowe pieniądze na Fundusz Wsparcia Kredytobiorców.

– Zmuszamy sektor bankowy do skonstruowania dużo bardziej realnego i znacząco większego Funduszu Wsparcia Kredytobiorców. Banki będą musiały zasilić ten fundusz dodatkową kwotą 1,4 mld zł w tym roku – powiedział Morawiecki. Docelowo może mieć on wartość nawet 5 mld zł. Jak podkreślił premier, to duży koszt dla sektora bankowego, który banki komercyjne będą musiały ponieść, ale mają na to środki pochodzące m.in. z wysokiej marży odsetkowej.

GG Parkiet

Ostatnim punktem jest utworzenie funduszu pomocowego w wysokości 3,5 mld zł. Kwota ta również będzie pochodzić z sektora bankowego.

A co na to regulator? „W opinii Urzędu KNF przedstawione przez premiera propozycje stanowią skuteczną formę pomocy osobom spłacającym takie kredyty – zwłaszcza tym, które w wyniku wzrostu miesięcznych rat znalazły się w trudnej sytuacji finansowej" – stwierdził w komunikacie Urząd Komisji Nadzoru Finansowego.

Zaskoczony rynek

Reakcją inwestorów na rządowe pomysły była paniczna wyprzedaż walorów banków. WIG-banki spadał po południu o ponad 6 proc.

Jak przyznaje Łukasz Jańczak, analityk Erste Securities, na pewno jest to negatywna informacja dla sektora. – Wsparcie kredytobiorców było wcześniej planowane, ale jego koszty – co widać po spadających notowaniach banków – znacząco przewyższają oczekiwania rynku. Mamy dopłaty do funduszy, łącznie blisko 7 mld zł do końca przyszłego roku, co stanowi około 3–4 proc. wartości sektora. Mamy też zagadkową zmianę WIBOR, co ma spowodować spadek wysokości rat kredytobiorców w sumie o ok. 1 mld zł rocznie. Biorąc to pod uwagę z uwzględnieniem efektu podatkowego, będzie to 800 mln zł kosztów, przy czym prognozowany zysk sektora miał w tym roku wynieść około 25 mld zł, co również daje około 3 proc. W sumie jest to 6 proc. – to koszt, jaki będą musiały ponieść banki, dlatego też taka skala wyprzedaży papierów banków nie dziwi – komentuje Jańczak. Dodaje, że jednak prawdopodobnie jest to mniej niż w przypadku realizacji scenariusza zakładającego zamrożenie stawek WIBOR (np. na poziomach z jesieni czy końca ub.r.). Wówczas byłaby mowa o kosztach rzędu kilkunastu miliardów złotych.

Jak przypomina Michał Sobolewski, analityk DM BOŚ, w przypadku WIBOR stawka rośnie wraz z okresem, na jaki pożyczane są środki. Najkrótszy okres wiąże się z najmniejszym ryzykiem, więc ta stawka jest najniższa. – WIBOR ON (overnight – red.) wynosi około 4,25 proc., a WIBOR 3M, na którym opartych jest wiele kredytów, 5,74 proc. Więc ten prosty manewr (czyli podmiana drugiej stawki w umowach kredytowych na pierwszą – red.) spowoduje, że kredytobiorcy będą płacili niższe raty, co wpłynie na obniżenie marż banków – mówi Sobolewski.

Zdaniem Marcina Materny, szefa działu analiz Millennium DM, nie ma co liczyć na to, że kredytobiorcy skorzystają w dłuższym terminie. – Truizmem jest stwierdzenie, że w tej sytuacji szybko wzrosną marże kredytowe dla nowych umów, co w znikomym stopniu wpłynie na zwiększenie możliwości wzięcia kredytu i obniżkę jego kosztu dla nowych klientów (będą płacili tyle, ile dzisiaj nawet po zmianach), a w okresie do wprowadzenia tych regulacji – właściwie zamrozi rynek udzielania nowych kredytów – mówi Materna.

Dodaje, że nie można też wykluczyć wzrostu stawki ON (pogorszenie wyników banków to bowiem także spadek ich płynności), ta stawka więc zbliży się do stawki WIBOR 3M. – W dodatku wątpię, że zmiana obroni się to pod względem prawnym – skoro nie udało się do tej pory „rozbroić" ustawowo problemu kredytów w CHF (ponoć nie można ingerować w istniejące umowy), równie trudna będzie zmiana umów, jeśli chodzi o kredyty złotowe, tym bardziej że nie dotyczy to tym razem „drobnostki", jaką jest kurs walutowy rozliczenia na linii klient–bank, a oprocentowania, czyli wynagrodzenia za kapitał. Co do wakacji kredytowych, to fundusz wsparcia istnieje i na razie nie cieszy się popularnością – być może dlatego, że kłopotów ze spłatą rat kredytowych wcale nie ma tak wielu obywateli, jak rząd chce to przedstawić – mówi Materna.

Które banki mogą najmocniej odczuć planowane zmiany? – Wydaje mi się, że koszty ponoszone przez banki mogą być proporcjonalne np. do ich udziału w rynku czy portfela kredytowego. Natomiast w przeliczeniu na wartość na pewno banki, które mają najniższe rentowności aktywów (ROA), najmocniej odczują to w swoich zyskach – mówi Jańczak.

RPP będzie musiała zabrać kredytobiorcom to, co da im rząd

Dzięki „trzem filarom wsparcia dla kredytobiorców", które zaprezentował w poniedziałek premier Mateusz Morawiecki, mają oni zyskać w tym i w przyszłym roku około 5–6 mld zł rocznie. To będzie oznaczało więcej pieniędzy w kieszeniach gospodarstw domowych z przeznaczeniem na inne cele. Może to wymusić na Radzie Polityki Pieniężnej jeszcze większe podwyżki stóp procentowych, niż byłyby potrzebne, gdyby rząd nie ingerował w działanie rynku kredytowego. Przyznał to w poniedziałek Ludwik Kotecki, jeden z członków RPP.

– Z prezentacji premiera wynika, że pomoc dla kredytobiorców wyniesie około 5–6 mld zł rocznie. Teoretycznie więc będą to dodatkowe środki, które zostaną w kieszeniach kredytobiorców. To obniży skuteczność podwyżek stóp procentowych, których celem jest przecież schłodzenie popytu. Propozycje rządu ten popyt będą podtrzymywały, chociaż do szacunków, jaki ten efekt dokładnie będzie, podchodziłabym ostrożnie – tłumaczy „Parkietowi" dr Dorota Skała z Instytutu Ekonomii i Finansów Uniwersytetu Szczecińskiego.

Marcin Mazurek, główny ekonomista mBanku, szacuje wstępnie, że aby skompensować wzrost dochodów do dyspozycji gospodarstw domowych, którym poskutkuje pomoc dla kredytobiorców, RPP będzie musiała podnieść stopę procentową o dodatkowe 0,5 pkt proc. Na pierwszy rzut oka to niewiele. Ale kredytobiorcy mogą to odczuć wcześniej niż jakąkolwiek ulgę. – Inwestorzy starają się przewidywać przyszłość. Zanim ogłoszone zmiany zaczną wchodzić w życie, kredytobiorcy będą płacić więcej, bo oczekiwania na zmiany polityki pieniężnej już przesunęły się w górę – mówi Mazurek.

– Walka z inflacją to jest koszt. Musimy jakoś – jako społeczeństwo – ten koszt ponieść. Im szerzej go rozłożymy, tym jednostkowo będzie mniejszym obciążeniem. Jeśli postanowimy, że jakiś sektor albo jakaś część gospodarstw domowych ma nie uczestniczyć w walce z inflacją, to pozostałe sektory i gospodarstwa domowe będą musiały go ponieść w większym stopniu. Za prezenty dla jednej grupy muszą ostatecznie zapłacić inni. To wpisuje się w dyskusję o tym, że polityka pieniężna i fiskalna powinny być skoordynowane. Gdyby tak było, to podwyżki stóp mogłyby być nieco niższe niż w sytuacji, gdy polityka pieniężna jest zaostrzana, a fiskalna rozluźniana – dodaje Błażej Wajszczuk, szef departamentu skarbu w BNP Paribas Bank Polska.

Niejasne konsekwencje dla kredytobiorców będzie też miało zastąpienie stawek WIBOR nową stawką referencyjną, bazującą na oprocentowaniu jednodniowych (O/N) transakcji na rynku międzybankowym. Z prezentacji premiera wynika, że zmiana ma nastąpić w 2023 r., a nowa stawka będzie niższa niż WIBOR. – Dostrzegam ryzyko, że zastąpienie WIBOR-u jakimś innym wskaźnikiem, który byłby niższy, doprowadzi do podniesienia przez banki marż kredytowych, a ostatecznie oprocentowanie wcale nie spadnie – mówi dr Skała. Wajszczuk przypomina, że do takiego wniosku prowadzi historia zastąpienia dominującej dawniej na rynku kredytów frankowych stawki LIBOR alternatywnym wskaźnikiem SARON O/N. – Wtedy oprocentowanie pozostało zasadniczo bez zmian i ta lekcja podpowiada, że tym razem może być podobnie. Nie da się niestety pominąć tego, że NBP podniósł stopy procentowe i chce je dalej podnosić – zauważa Wajszczuk. Zastąpienie WIBOR-u alternatywnym wskaźnikiem może zresztą stać się dla rządu problemem wizerunkowym. Obecnie stawki odwołujące się do transakcji międzybankowych O/N rzeczywiście są niższe niż trzy- i sześciomiesięczne stawki WIBOR, które dominują w umowach kredytowych. Ale to się może zmienić w przyszłym roku, jeśli na horyzoncie pojawi się perspektywa obniżek stóp przez NBP.

Marcin Mazurek dodaje, że propozycje rządu rodzą też pokusę nadużycia: kredytobiorcy mogą uznać, że w razie problemów w przyszłości zawsze będą mogli liczyć na pomoc, co może być bodźcem do nadmiernego zadłużania się.

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty