Nie widać zmian, jeśli chodzi o czynniki mające wpływ na nastroje inwestorów. A jeśli już gdzieś widać zmiany, to raczej na gorsze. Wojna w Ukrainie wchodzi w decydującą zdaniem ekspertów fazę, a wynik jest nieprzewidywalny. Inflacja wciąż galopuje, a miłośnicy statystyk podobnego poziomu inflacji do obecnego muszą szukać dziesiątki lat wcześniej. Fed szykuje się do coraz bardziej solidnego zaostrzenia swojej polityki, a perspektywy globalnej gospodarki nie wyglądają różowo. Do tego koronawirus ma się całkiem dobrze, liczba zachorowań zaczyna straszyć coraz bardziej, a restrykcje wprowadzane przez chińskie władze budzą niepokój dotyczący zarówno popytu na niektóre surowce, jak i podaży części ważnych komponentów.
Europa do przodu, Wall Street się waha
Mimo tej mało optymistycznej mieszanki czynników na sporej części parkietów w ostatnich dniach mieliśmy do czynienia z poprawą nastrojów i rosnącą chęcią kupowania akcji. Ta tendencja była najbardziej widoczna na głównych giełdach europejskich. Indeks we Frankfurcie zwyżkował do czwartku o 2,4 proc., a więc najmocniej od pięciu tygodni. Co prawda wskutek tego obraz rynku niewiele się poprawił, bowiem nadal mamy do czynienia z trendem bocznym, ale obrona przed spadkiem poniżej 14 000 punktów jest jakimś sukcesem byków. O ich szczęściu będziemy jednak mówić dopiero po powrocie powyżej 15 000 punktów, a do tego droga jednak jeszcze daleka, choć dystans wynosi tylko 500 punktów. Bardzo podobnie prezentuje się sytuacja w przypadku paryskiego CAC40, który poszedł w górę o niecałe 2 proc. Od kilku tygodni konsekwentnie w bok porusza się londyński FTSE 250, który zdołał wzrosnąć jedynie o 0,2 proc. Reprezentujący większą grupę firm Stoxx Europe 600 zwyżkował o 0,6 proc., kontynuując rysowanie lekkiej tendencji wzrostowej.
Na parkiecie nowojorskim tendencje w ostatnich dniach były bardzo zróżnicowane. S&P 500 do czwartku niemal nie zmienił swej wartości. Dow Jones poszedł w górę o 1 proc., a Nasdaq Composite spadł o 1,3 proc. W przypadku tego ostatniego najbardziej spektakularne było ponad 35-proc. tąpnięcie akcji Netflixa i ich zejście do poziomu najniższego od prawie pięciu lat, ale walorów tracących od 30 do 60 proc. w szerokim indeksie firm technologicznych nie brakowało. W S&P 500 poza Netflixem wielkich przecen nie było, więc indeks mógł wyjść na zero, a w gronie największych przemysłowych amerykańskich gigantów najlepiej radził sobie IBM, którego papiery rosły o 10,5 proc., a stawkę zamykały tracące 7,5 proc. akcje Pfizera, choć pewnie tego ruchu nie można kojarzyć ze staraniami naszego Ministerstwa Zdrowia o rezygnacji z kilkudziesięciu milionów szczepionek tej firmy.
Coraz gorzej radzą sobie rynki wschodzące. MSCI Emerging Markets do czwartku tracił 3,3 proc., najwięcej od połowy marca. Ten już trzeci spadkowy tydzień z rzędu sprowadził indeks do poziomu najniższego od 11 marca. Jednym z głównych winowajców tej zniżki jest Shanghai Composite, który spadł o 3,9 proc. Trudno się temu dziwić, skoro Chiny borykają się z kolejną silną falą epidemii koronawirusa oraz spowolnieniem gospodarczym. Patrząc na światowe tendencje, trudno też ocenić, czy wynosząca zaledwie 1,5 proc. inflacja jest wynikiem twórczej statystyki, czy wspomnianego spowolnienia gospodarki. Niewiele lepiej było w przypadku pozostałych największych azjatyckich parkietów. Indeks giełdy indyjskiej zniżkował o 1,2 proc. W gronie wskaźników naszego regionu sytuacja była dość zróżnicowana. Nieznacznie, o kilka dziesiątych procent rósł moskiewski RTS, ale obejmujący większą liczbą firm MOEX tracił ponad 6 proc. Indeksy państw nadbałtyckich traciły na wartości, w Winie o 1 proc., a Rydze niemal 4 proc. Perspektywy nie poprawia wciąż zyskująca na wartości amerykańska waluta oraz sytuacja na rynku długu. Dollar Index idzie w górę i mimo chwilowych mocniejszych wahań jest na poziomie najwyższym od dwóch lat. Rentowność amerykańskich dziesięcioletnich obligacji skarbowych konsekwentnie zbliża się do poziomu 3 proc. (brakuje już tylko niecałe 0,09 punktu) i jest najwyżej od prawie pięciu lat.
Korekta w Warszawie nabiera tempa
Ostatnie dni przyniosły przyspieszenie dynamiki spadku większości głównych indeksów. WIG20 zniżkował co prawda nieco mniej niż indeks rynków wschodzących, ale 3,1-proc. spadek z pewnością nie ucieszył inwestorów. Ważnym zadaniem dla byków jest obrona przed zejściem poniżej 2000 punktów. Wskaźnik szerokiego rynku poszedł w dół o 2,2 proc. i nie zdołał się obronić przed utrzymaniem się powyżej 62 000 punktów. Zdecydowanie lepiej radził sobie segment małych i średnich firm. mWIG40 zniżkował o niespełna 1 proc., ale w jego przypadku tendencja spadkowa utrzymuje się już trzeci tydzień z rzędu, co nie wygląda zbyt dobrze. Lekko optymistycznie można traktować fakt, że dzieje się to w warunkach mocno zniżkującego wolumenu obrotów. Do chwili testowania 4500 byki mają jeszcze 100 punktów względnego spokoju. Bardzo podobnie prezentuje się sytuacja małych spółek. sWIG80 tracił co prawda do czwartku zaledwie 0,4 proc., ale obraz rynku wygląda słabo, także przy malejącej aktywności inwestorów. Ogólną słabość naszego rynku częściowo można wiązać z sytuacją na emerging markets, a częściowo z kondycją waluty. Dolarowy WIG20 tracił 2,7 proc., a MSCI Poland szedł w dół o 3,7 proc.