Czerwona książeczka czekowa dla Afryki

Chiny prowadzą na Czarnym Kontynencie wielką ofensywę gospodarczą. Przejmują złoża surowców, realizują kluczowe inwestycje infrastrukturalne, finansują całe państwa. Czy to braterska pomoc, czy zwykły neokolonializm?

Publikacja: 21.11.2009 10:04

Czerwona książeczka czekowa dla Afryki

Foto: ROL

Chiny interesowały się gospodarczo Czarnym Kontynentem już w latach 50. ubiegłego wieku. Mao Zedong, rywalizując z Sowietami o prymat w światowym ruchu komunistycznym, udzielał hojnej pomocy każdemu dyktatorowi z Trzeciego Świata, który o to poprosił. ChRL była jednak wtedy sama bardzo biednym krajem, niedysponującym (poza bombą atomową) nowoczesnymi technologiami. Wsparcie udzielane przez Pekin zawsze więc okazywało się niewystarczające i często przynosiło państwom Afryki więcej szkody niż pożytku.

Po wielu latach naprawiania błędów Mao Chiny uzyskały jednak status gospodarczej potęgi. Ich szybko rozwijający się przemysł stanął zaś przed problemem „surowcowego głodu”. Krajowe wydobycie ropy, węgla i metali nie mogło i nie może zaspokoić popytu chińskich przedsiębiorstw. Sytuacja na światowych rynkach surowcowych była zaś w przedkryzysowych latach napięta. Rząd ChRL poszedł więc drogą dawnych mocarstw kolonialnych – zdobywania źródeł surowców w słabiej rozwiniętych krajach. Głównym celem tej ekspansji stała się Afryka – zaniedbany kontynent, dysponujący wieloma niewykorzystywanymi bogactwami.

[srodtytul]Inwestycje szybko rosną[/srodtytul]

Ofensywa gospodarcza na Czarnym Kontynencie rozpoczęła się kilka lat temu i stopniowo nabierała tempa. W styczniu 2006 r. rząd ChRL opublikował pierwszą strategię działania w Afryce. Wyraźnie napisano tam, że celem działań jest m.in. zdobycie dostępu do surowców. Za słowami poszły czyny. Na szczycie chińsko-afrykańskim w listopadzie 2006 r. postanowiono, że wzajemne obroty handlowe powinny wzrosnąć z 40 mld USD w 2005 r. do 100 mld USD w 2010 r. Plan został przekroczony. Obroty już w 2008 r. wyniosły 106 mld USD, a w tym roku prawdopodobnie będą jeszcze większe.

ChRL jest obecnie trzecim partnerem handlowym Czarnego Kontynentu, po USA i Francji. Już wkrótce może je wyprzedzić.Do najważniejszych partnerów handlowych ChRL, obok USA i Japonii, należy... Angola. Kraj ten przesyła do Chin blisko pół miliona baryłek ropy dziennie. Ogółem Państwo Środka importuje z Afryki 85 proc. kupowanego za granicą „czarnego złota” (dla porównania: USA tylko 33 proc.). Chińskie firmy zdobyły koncesje wydobywcze m.in. w Nigerii, Sudanie, Algierii, Gwinei Równikowej, Kongu. Ich pozycja na afrykańskim rynku naftowym szybko rośnie, ale nie można jej uznać za dominującą. Według obliczeń firmy Wood Mackenzie, chińskie firmy posiadały w 2008 r. tylko 2 proc. znanych złóż ropy w Afryce.

Jak zauważyli zaś analitycy Brookings Institution, często złoża te, ze względu na swoją wielkość i jakość, nie budziły zainteresowania dużych zachodnich koncernów. Warto jednak pamiętać, że, zdaniem ekspertów, duża część afrykańskich złóż nie została jeszcze odkryta. A chińskie firmy poszukują „czarnego złota” od Gabonu po Madagaskar...Zainteresowanie Pekinu nie kończy się jednak na ropie. ChRL wyciąga ręce również po afrykańskie metale kolorowe, rudę żelaza, węgiel, drewno, bawełnę i ziemię uprawną.

– Skupianie się w statystykach na kilku krajach eksportujących ropę tworzy mylne wrażenie. Ukrywa ono chińską wszechobecność w Afryce i ogromne znaczenie ChRL dla małych afrykańskich państw – napisali niemieccy eksperci od spraw międzynarodowych Helmut Asie i Margot Schueller.

Kraje Afryki odgrywają np. bardzo ważną rolę dla chińskim firm odzieżowych. Takie państwa jak Uganda czy Tanzania wysyłają dużą część swojej bawełny do ChRL, gdzie jest ona przerabiana na gotowy materiał. Trafia on następnie do chińskich fabryk w Afryce, gdzie szyte są z niego ubrania na rynki Europy i USA.

W ten sposób Chińczycy omijają ograniczenia nakładane na Zachodzie na eksport z ChRL. Do mieszkańców Czarnego Kontynentu trafiają zaś jeszcze tańsze ubrania wyprodukowane... w Chinach. Produkty te zalewają miejscowe sklepy (wypierając tubylcze wyroby), zwłaszcza że te placówki handlowe są często w rękach chińskiej diaspory.(Bez) interesowne wsparcie i krwawe dolary

Oczywiście, ChRL podkreśla na każdym kroku, że zależy jej na rozwoju państw Afryki. Co roku w Chinach kształci się około 15 tys. afrykańskich inżynierów. Specjaliści z Państwa Środka budują zaś w Afryce drogi i koleje, zapory wodne i stadiony, szkoły oraz szpitale. To państwowy chiński koncern Huawei tworzy sieci telefonii komórkowej w Angoli, Gwinei Równikowej, Kenii, Liberii i Nigerii. Duże symboliczne znaczenie ma choćby to, że spółki z ChRL budują nowe siedziby parlamentów, ministerstw i prezydentów kilku afrykańskich państw, a nawet kwaterę główną Unii Afrykańskiej w Lagos.

Wspieraniu rozwoju Czarnego Kontynentu mają służyć również tanie pożyczki, których suma przekroczyła w 2009 r. już 20 mld USD. I wciąż rośnie. Kredyty udzielane przez Pekin nie mają bowiem tylu obostrzeń, co pożyczki z MFW. Chińskie instytucje, które je przyznają, interesuje tylko to, czy pomogą one osiągnąć cele gospodarcze i polityczne. Poza tym często zabezpieczeniem dla tych pożyczek są bogactwa naturalne.

Wypracowano nawet nazwę dla takiego rozwiązania: „model Angola”. Afrykańscy przywódcy chętnie przyjmują pomoc z Chin. Wysłannicy Pekinu nie łączą przecież przyznania pomocy z przedstawieniem planów restrukturyzacji gospodarki czy poprawą standardów w zakresie praw człowieka. Rzadko kontrolują też, czy przekazane fundusze nie zostały rozkradzione.

Chińczycy zazwyczaj nie stawiają żadnych warunków politycznych i wkraczają nawet do krajów targanych przez wojny domowe. Prowadzą też interesy z dyktatorami, którzy (tak jak Robert Mugabe z Zimbabwe) są omijani szerokim łukiem przez zachodnie koncerny, gdyż wywłaszczali wcześniej zagraniczne firmy.

Co więcej, Chiny dają dyktatorom drogie prezenty, np. zbudowały nowe pałace zarówno Mugabe, jak i poszukiwanemu za ludobójstwo prezydentowi Sudanu marszałkowi Omarowi al.-Baszirowi. Za każdym razem przybysze z Państwa Środka podkreślają przy tym, że nie są kolonizatorami. By nie sprawiać takiego wrażenia, chińskie firmy wynajmują nawet brytyjskich specjalistów, którzy uczą ich, jak unikać błędów, które popełnili w Afryce spadkobiercy Cecila Rhodesa.

[srodtytul]Partnerstwo partyjno-prywatne[/srodtytul]

Chińska ekspansja gospodarcza w Afryce nie jest zdominowana przez państwowe firmy, choć bez działalności rządu nie byłaby zapewne możliwa. Z badań przeprowadzonych przez dr Jing Gu z Uniwersytetu Sussex wynika, że 80 proc. spółek z ChRL inwestujących w Afryce znajduje się w prywatnych rękach. – Każdy z tych przedsiębiorców ma własne plany, które pozwala im realizować chiński rząd. To zwykła pogoń za zyskiem oraz wykorzystywanie biznesowych możliwości – wskazuje Jing Gu.

Krytycy chińskich poczynań w Afryce wskazują, jednak że granice między sektorem prywatnym a publicznym w ChRL są bardzo płynne. Ekspansja w Afryce jest finansowana z pożyczek państwowych banków. Jedną z głównych instytucji zaangażowanych w chińskie inwestycje w Afryce jest fundusz China Investment Fund (CIF) z Hongkongu. Władze w Pekinie określają go jako prywatną firmę. Tymczasem, z raportu przygotowanego dla Kongresu USA przez Komisję Przeglądu Amerykańsko-Chińskich Stosunków w Dziedzinach Gospodarki i Bezpieczeństwa wynika, że kadry CIF są powiązane z państwowymi instytucjami ChRL, a nawet chińskimi służbami specjalnymi.

Często też głównymi beneficjentami pomocy Pekinu dla Afryki są... chińskie firmy. Pożyczki udzielane rządom na projekty modernizacyjne idą więc na przedsięwzięcia realizowane przez Chińczyków, czasem zatrudniających miejscową ludność jedynie do pomocniczych prac. W Angoli czarni pracownicy stanowią tylko 30 proc. zatrudnionych przez firmy z ChRL. Pekin eksportuje więc do Afryki nawet tanią siłę roboczą!– Specyficznym problemem jest tendencja Chińczyków do etnocentrycznych zachowań. Preferują oni zatrudnianie własnych ludzi, nie tyle chińskich obywateli, ile ludzi ze swoich regionów, a nawet powiązanych rodzinnie – przyznaje Jing Gu.

Chińczycy nie są jedynymi, którzy oczekują preferencji dla swoich spółek. Również niektóre kraje Unii Europejskiej konstruują w ten sposób umowy o wsparciu dla Afryki, by to ich firmy dostawały kontrakty na rozbudowę infrastruktury. Obecnie Pekin prowadzi jednak bardzo elastyczną politykę i niczego afrykańskim rządom nie stara się narzucać. Jak wskazali Asie i Schueller, państwom Czarnego Kontynentu czasem udaje się wynegocjować u Chińczyków bardzo korzystne warunki pomocy gospodarczej.

Czy chińska ekspansja gospodarcza, mimo towarzyszących jej cieni, może wyprowadzić Afrykę na prostą? To w dużej mierze zależeć będzie od samych Afrykańczyków. – To dobrze, że na kontynencie pojawia się nowy aktor, który chce tam inwestować. Źle jednak, że odciąga to państwa Afryki od ciężkiej pracy nad politycznymi i gospodarczymi reformami – wskazuje Princeton Lyman, ekspert z prestiżowego think-tanku CFR.

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?