Słaba produkcja nie musi być złym sygnałem

Widoczne coraz bardziej spowolnienie w przemyśle to po prostu realizacja scenariusza, który giełda obstawiała już dawno temu. Analiza Tomasza Hońdo

Aktualizacja: 17.02.2017 22:41 Publikacja: 22.04.2012 11:00

Słaba produkcja nie musi być złym sygnałem

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz Rafał Guz

Dokładnie trzy miesiące temu zatytułowałem moją analizę: „Giełda sobie, produkcja przemysłowa sobie". Po czwartkowych danych z przemysłu tytuł ten można by dokładnie skopiować, tyle że w zupełnie innym kontekście.

O co chodzi? Zacznijmy od tego, że w marcu polska gospodarka zaskakująco osłabła. Roczna dynamika produkcji runęła do zaledwie 0,7?proc. Z kolei wskaźnik ten wygładzony z chwilowych wahań za pomocą 3-miesięcznej średniej kroczącej (będzie o nim mowa w dalszej części tekstu) osunął się do 4,8 proc. Nawet dynamika wyrównana sezonowo spadła do 3,9 proc., co jest wartością najniższą od 29 miesięcy. Jak by nie mierzyć, w przemyśle widać postępujące osłabienie.

Gdyby interpretować te dane w sposób najbardziej dosłowny, to należałoby ogłosić, że sytuacja fundamentalna się pogarsza, tak więc trzeba czym prędzej pozbywać się akcji. Z kolei styczniowo-lutowe odbicie notowań na szerokim rynku należałoby uznać za całkowicie nieuzasadniony wyskok.

Taka prosta interpretacja nie wydaje się jednak najtrafniejsza, bo pomija cały historyczny kontekst, w jakim rozgrywają się wydarzenia na giełdzie i w gospodarce. Aby to zobrazować, cofnijmy się do wspomnianej na początku analizy z końca stycznia. Pisałem wówczas, że o ile roczna dynamika WIG miała za sobą gwałtowny spadek, to przemysł trzymał się całkiem nieźle. Widać to na powyższym wykresie. W styczniu roczna dynamika WIG ustanowiła dołek na poziomie

-15,7 proc. po wielomiesięcznej zniżce. Tymczasem w tym samym momencie dynamika produkcji nie tylko nie ustanawiała nowego dołka, ale wręcz przeciwnie – sięgnęła nowego cyklicznego szczytu! Mieliśmy więc wtedy do czynienia z wyjątkową rozbieżnością.

Powrót do normy

Taki historyczny kontekst rzuca zupełnie nowe światło na czwartkowe dane, które wywołały taki szok w mediach i wśród analityków. Po prostu od dwóch miesięcy dynamika produkcji niejako dopasowuje się do scenariusza, który już wcześniej ze sporą nawiązką został zdyskontowany przez notowania akcji. Ponieważ było to dyskontowanie spowolnienia, to mamy teraz równanie w dół w gospodarce do normy wyznaczonej wcześniej przez giełdę.

Spowolnienie w przemyśle nie powinno też dziwić tych, którzy regularnie obserwują odczyty popularnego wskaźnika PMI, mającego za zadanie z wyprzedzeniem informować o kondycji tego sektora gospodarki. Przecież jeszcze do niedawna PMI systematycznie się obniżał. Na pierwszy rzut oka nie miało to przełożenia na faktyczne dane GUS, ale najwyraźniej ostatnio równowaga została gwałtownie przywrócona.

Wyższość PMI nad oficjalnymi danymi GUS o produkcji staje się jeszcze bardziej namacalna, jeśli obliczymy współczynniki korelacji. Okazuje się, że w styczniu, kiedy rozbieżność między oficjalną sytuacją w przemyśle a kursami akcji sięgnęła apogeum, półroczna korelacja między dynamiką produkcji i dynamiką WIG sięgała

-99 proc. Korelacja była więc niemal idealnie ujemna! Coś takiego należy uznać za wyjątkową anomalię. Tymczasem półroczna korelacja między dynamiką WIG i wskaźnikiem PMI sięgała +92 proc., a więc zgodnie z logiką i historią była bardzo mocna i dodatnia.

Od stycznia trwa stopniowy powrót do normy. O ile – jak widać na wykresie – korelacja między WIG i PMI utrzymuje się na wysokim pułapie, to gwałtownie zaczęła powracać także korelacja z produkcją.

Ważniejszy jest PMI

Wniosek jest więc taki, że oficjalnymi danymi GUS nie ma co się teraz zbytnio przejmować, bo znacznie bardziej trafne są odczyty PMI, do których przemysł dopasowuje się z pewnym opóźnieniem. Oczywiście w przeszłości nie zawsze tak było. Zdarzały się okresy, kiedy PMI i dane GUS podążały w tym samym kierunku i być może za pewien czas równowaga zostanie na dobre przywrócona.

Ponieważ zaś wskaźnik PMI w ostatnich miesiącach skutecznie na razie toczy batalię o utrzymanie się powyżej granicy 50 pkt (umownie oddziela recesję od rozwoju), to wydaje się, że nie jesteśmy skazani na czarny scenariusz. Chyba że pojawi się nagle jakiś silny czynnik, który zepchnie gospodarkę w dół i zaprzepaści szanse na ożywienie.

Na koniec warto wspomnieć o jeszcze innym aspekcie słabych danych o produkcji. Być może wizja spowolnienia gospodarczego zachęci RPP do cięcia stóp procentowych za jakiś czas – a to byłby solidny impuls dla rynku akcji.

[email protected]

WIG nie może oderwać się od średniej

Kursy akcji na warszawskim parkiecie wciąż nie mogą zmobilizować się do wznowienia fali zwyżkowej przerwanej w połowie lutego. Od tego czasu trwa „pełzająca" korekta stopniowo obniżająca notowania do nowych lokalnych minimów. To oczywiście tylko pewne uśrednienie, bo np. w branży budowlanej mamy do czynienia właściwie z paniką posiadaczy akcji, a indeks sektorowy pogłębia dołki nie w ujęciu krótkoterminowym, lecz długoterminowym (więcej o firmach budowlanych będziemy pisać w poniedziałkowej analizie branżowej). W każdym razie, jeśli chodzi o indeks WIG, w oczy rzuca się np. jego zachowanie względem popularnej średniej kroczącej z 200 sesji. Od połowy marca indeks już pięć razy przecinał średnią w górę, po czym wkrótce, jak na złość analitykom technicznym, wracał poniżej niej. Ponieważ jednocześnie ten popularny wskaźnik ciągle systematycznie zniżkuje, to tym samym niejako ściąga w dół oscylujący wokół niej WIG.

Taka seria błędnych sygnałów wysyłanych przez 200-sesyjną średnią zdarza się co prawda stosunkowo rzadko, ale nie jest całkowitą nowością w historii warszawskiej giełdy. Jeśli cofniemy się wiele lat wstecz, to okazuje się, że z podobną sytuacją inwestorzy mieli do czynienia na początku lat 2003 i 1999. O ile chodzi o rok 2003, WIG w okresie od lutego do przełomu marca i kwietnia pięć razy przeciął średnią 200-dniową.

Z kolei w okresie od stycznia do marca 1999 r. przecięć było sześć. W obu przypadkach średnia, wokół której tak uporczywie oscylował WIG, stopniowo opadała, podobnie jak teraz (inne uderzające podobieństwo, być może będące jedynie zbiegiem okoliczności, to jak widać identyczna pora roku).

Najważniejsze jest to, czym ostatecznie zaowocowała taka sytuacja w przeszłości. Zarówno w 1999 r., jak i w 2003 r., impas został rozstrzygnięty na korzyść posiadaczy akcji. W pierwszym przypadku, kiedy w końcu za szóstym razem WIG przeciął średnią kroczącą, przez kolejne trzy miesiące zyskał 21 proc. W 2003 r. po wygenerowaniu ostatniego z serii sygnału kupna indeks w ciągu trzech miesięcy poszybował o 14 proc. (na tym trend wzrostowy się nie skończył).

W tym kontekście obecny zastój wskazywałby raczej na mobilizowanie sił kupujących do kolejnego skoku w górę niż na trwały ich odwrót.

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?