Dokładnie trzy miesiące temu zatytułowałem moją analizę: „Giełda sobie, produkcja przemysłowa sobie". Po czwartkowych danych z przemysłu tytuł ten można by dokładnie skopiować, tyle że w zupełnie innym kontekście.
O co chodzi? Zacznijmy od tego, że w marcu polska gospodarka zaskakująco osłabła. Roczna dynamika produkcji runęła do zaledwie 0,7?proc. Z kolei wskaźnik ten wygładzony z chwilowych wahań za pomocą 3-miesięcznej średniej kroczącej (będzie o nim mowa w dalszej części tekstu) osunął się do 4,8 proc. Nawet dynamika wyrównana sezonowo spadła do 3,9 proc., co jest wartością najniższą od 29 miesięcy. Jak by nie mierzyć, w przemyśle widać postępujące osłabienie.
Gdyby interpretować te dane w sposób najbardziej dosłowny, to należałoby ogłosić, że sytuacja fundamentalna się pogarsza, tak więc trzeba czym prędzej pozbywać się akcji. Z kolei styczniowo-lutowe odbicie notowań na szerokim rynku należałoby uznać za całkowicie nieuzasadniony wyskok.
Taka prosta interpretacja nie wydaje się jednak najtrafniejsza, bo pomija cały historyczny kontekst, w jakim rozgrywają się wydarzenia na giełdzie i w gospodarce. Aby to zobrazować, cofnijmy się do wspomnianej na początku analizy z końca stycznia. Pisałem wówczas, że o ile roczna dynamika WIG miała za sobą gwałtowny spadek, to przemysł trzymał się całkiem nieźle. Widać to na powyższym wykresie. W styczniu roczna dynamika WIG ustanowiła dołek na poziomie
-15,7 proc. po wielomiesięcznej zniżce. Tymczasem w tym samym momencie dynamika produkcji nie tylko nie ustanawiała nowego dołka, ale wręcz przeciwnie – sięgnęła nowego cyklicznego szczytu! Mieliśmy więc wtedy do czynienia z wyjątkową rozbieżnością.