W tak trudnych i problematycznych okolicznościach rynkowych warto ze szczególnym naciskiem odwoływać się do odkryć i ponadczasowych wskazówek autorytetów naukowych w zakresie inwestowania.
W epokowym dziele „Stocks for the Long Run" (które doczekało się już czterech edycji) amerykański profesor Jeremy J. Siegel pokazuje stopy zwrotu na przestrzeni dziesięcioleci (a nawet wieków!). Szczególnie inspirujący w obecnej sytuacji wydaje się nam jeden z zawartych tam klasycznych wykresów pokazujących realną (skorygowaną o inflację) wartość inwestycji m.in. w amerykańskie akcje (a także w obligacje, bony skarbowe, złoto i gotówkę – te aktywa na razie pomijamy dla uproszczenia wywodu, ale zapewne do części z nich powrócimy przy innej okazji).
W czwartym wydaniu (2008) swego dzieła Siegel pisze: „wzrost wartości nabywczej akcji wykazuje zauważalną długoterminową stabilność. Mimo wyjątkowych zmian ekonomicznego, społecznego i politycznego otoczenia na przestrzeni ostatnich dwóch wieków (amerykańskie – przyp. aut.) akcje przynosiły między 6,6 i 7,0 proc. realnej stopy zwrotu średnio w skali roku w każdym z głównych badanych podokresów" (tłum. własne). Naszym skromnym zdaniem jest to jedno z najważniejszych i zarazem słabo znanych odkryć naukowych w zakresie inwestowania.
Dobra i zła wiadomość
Dlaczego przyglądamy się realnym (skorygowanym o inflację), a nie po prostu nominalnym stopom zwrotu? Po pierwsze, ze względu na wspomnianą przez prof. Siegela wyjątkową stabilność tych pierwszych. Po drugie, z uwagi na obecne okoliczności. W Polsce już przed wybuchem kryzysu związanego z epidemią koronawirusa hydra inflacji zaczęła podnosić głowę. Teoretycznie recesja spowodowana zamrożeniem gospodarek powinna sprzyjać raczej niskiej inflacji lub nawet deflacji, ale jednocześnie rekordowe impulsy fiskalne i monetarne – w tym widmo pokrywania wydatków budżetowych wprost z dodruku pieniądza – mogą grozić istotnym przyspieszeniem spadku realnej wartości nabywczej pieniądza w perspektywie kolejnych lat.