parkiet.com

... Argentyna należałaby do najbogatszych państw świata. To, co się dzieje od lat, a zwłaszcza od dwóch lat, porównywane jest z czasami Republiki Weimarskiej albo – bardziej współcześnie – Zimbabwe. Sytuacja Argentyny była już tak fatalna, że w 2013 roku prezydent Cristina Fernández de Kirchner kazała bankowi centralnemu, aby każdego roku zwiększał podaż pieniądza o 30 proc., aby instytucjom publicznym zapewnić odpowiednie zasoby i by rząd mógł wobec nich zaciągać kolejne zobowiązania. Gdyby chciała pożyczyć pieniądze za granicą, byłoby to bardzo kosztowne, gdyż trzeba by było za nie płacić 14,53 proc. rocznie. To najwyższe oprocentowanie wśród emitentów obligacji na rynkach wschodzących monitorowanych przez nowojorski bank JPMorgan Chase. Tymczasem obecnie Argentyna znów stoi pod ścianą: jeśli do 22 maja nie podpisze ze swoimi największymi wierzycielami porozumienia w sprawie restrukturyzacji zadłużenia, grozi jej bankructwo. Dziewiąte w historii! Ostatnie, z 2014 roku, spowodowane było niezgodną z zasadami rekonstrukcją długów. Podobnie jest obecnie - a trwa to już długo. Argentyna stoi na skraju bankructwa od co najmniej ubiegłego roku. Wreszcie w kwietniu rząd ogłosił, że odkłada do przyszłego roku płatności wynikające z emisji dolarowego długu na prawie krajowym o wartości 10 miliardów dolarów. Z wierzycielami tego nie skonsultowano. To oznacza tzw. techniczne bankructwo, co uwzględniła już w swojej ocenie agencja Fitch. Argentyna ma u niej rating RD (restricted default - ograniczona niewypłacalność). Niżej jest juz tylko ocena D: default, czyli niewypłacalność.

A na dodatek koronawirus Argentyny nie ominął. Prognozy dla PKB pokazują jego spadek od 6 do nawet 20 proc.