Prezydent USA Donald Trump miał się zdystansować wobec izraelskiego premiera Beniamina Netanjahu, gdyż „nie lubi przegrywów" – donosił niedawno izraelski serwis Ynetnews, powołując się na urzędników Białego Domu. Amerykańska administracja jest wyraźnie rozczarowana tym, że po dwukrotnym przeprowadzeniu w tym roku wyborów parlamentarnych w Izraelu, na tamtejszej scenie politycznej nadal panuje pat. Netanjahu i jego partii Likud nie udało się stworzyć koalicji rządowej – podobnie zresztą jak jego głównemu rywalowi gen. Benny'emu Gantzowi, liderowi bloku Kahol Lavan (hebr. niebiesko-biali). Jedną z głównych przeszkód do stworzenia nowego rządu jest sam Netanjahu, którego politycznego upadku nie może się też doczekać część polityków Likudu. Sytuację komplikuje to, że prokurator generalny Avichai Madelblit postawił mu zarzuty korupcji, oszustw i nadużycia władzy w trzech sprawach karnych. Po raz pierwszy w historii urzędującemu premierowi Izraela grozi proces o korupcję. – To, co się dzieje, to próba zamachu stanu – skomentował oskarżenia Netanjahu. Być może będzie musiał doprowadzić do kolejnych wyborów parlamentarnych, by w ten sposób spróbować załapać się na immunitet.
Jego ekipa ma zdecydowanie mniej czasu, by zająć się gospodarką. A ona zwalnia już trzeci rok z rzędu. Nie jest to spowolnienie drastyczne (o ile w 2015 r. PKB wzrósł o 4 proc., a w 2018 r. o 3,4 proc., o tyle Międzynarodowy Fundusz Walutowy spodziewa się 3,1 proc. w tym roku), ale przyczynia się to do rozdęcia deficytu budżetowego, który może w tym roku sięgnąć 4 proc. PKB. Zaskakująco silny szekel (zyskał 7 proc. wobec dolara od początku roku) szkodzi zaś izraelskiemu eksportowi. Izrael doświadczał w ostatnich miesiącach gorszej koniunktury ekonomicznej, strategicznej i politycznej. Kurczowe trzymanie się stołka przez Netanjahu może przedłużyć tę chorobę.
Kreatywna korupcja
Obecne problemy Netanjahu to skutek jego zbyt bliskich związków ze środowiskiem biznesowym. Najpoważniejsze zarzuty przeciwko niemu, obejmujące łapownictwo, oszustwo i nadużycie władzy, dotyczą sprawy 4000 (nazwanej tak od numeru dochodzenia policyjnego), czyli kontaktów premiera z Szaulem Elowiczem, głównym udziałowcem Bezeq, największej izraelskiej firmy telekomunikacyjnej. Śledczy twierdzą, że w latach 2012–2017 Netanjahu załatwiał firmie Bezeq korzystne regulacje w zamian za to, że należący do tej firmy portal internetowy Walla w korzystny sposób pokazywał premiera i jego żonę Sarę. Bezeq miał zyskać na tych zmianach regulacyjnych 1,8 mld szekli (2 mld zł). Szaul Elowicz i jego żona wielokrotnie interweniowali, by kasować krytyczne wobec rządu artykuły na portalu Walla, ingerowali w treść nagłówków i dobierali zdjęcia odpowiednio korzystne dla Netanjahu. Kazali też przerwać transmisję na żywo z antyrządowego protestu. Redaktorom serwisu dawali do zrozumienia, że w zamian za taką politykę redakcyjną Netanjahu będzie robił „przysługi" ich spółce. Gdy afera wyszła na jaw, małżeństwo Elowiczów zniszczyło swoje telefony komórkowe, co uznano za próbę ukrycia dowodów.
Sprawa 1000, w której Netanjahu jest oskarżony o oszustwo i nadużycie władzy, dotyczy relacji premiera z potentatem filmowym Arnonem Milchanem i australijskim miliarderem Jamesem Packerem. Premier i jego żona mieli od nich dostać prezenty warte łącznie 700 tys. szekli. Wśród tych prezentów były m.in. butelki szampana, drogie cygara, opłacony pobyt w drogich apartamentach dla Yaira Netanjahu (syna premiera) a także... bilety na koncert Mariah Carey, która była wówczas dziewczyną Packera. W zamian za te podarki Netanjahu miał załatwić Milchanowi przedłużenie ulg podatkowych, pomóc przy uzyskaniu zgody na przejęcie dokonane przez jedną z jego spółek, a także interweniować w sprawie przyznania wizy amerykańskiej temu biznesmenowi. Netanjahu nie zaprzecza, że dostawał od nich prezenty, ale twierdzi, że nie dawał im nic w zamian. – Packer to mój sąsiad i przyjaciel. Co jakiś czas prosiłem go, by mi przywiózł coś z zagranicy – stwierdził izraelski premier.
Sprawa 2000, w której Netanjahu jest oskarżony o oszustwo i nadużycie władzy, dotyczy jego relacji z Arnonem Mozesem, właścicielem dziennika „Yedioth Ahronoth". Mozes i Netanjahu długo darzyli się niechęcią. Premier miał za złe magnatowi medialnemu, że jego gazeta niepochlebnie o nim pisze. Mozesowi nie podobało się, że jeden związany z partią Likud izraelsko-amerykański miliarder z branży hazardowej Sheldon Adelson psuje mu interesy, wydając bezpłatny, wysokonakładowy dziennik „Israel HaYom". W styczniu 2014 r. Mozes spotkał się jednak z Netanjahu i rzekomo zaproponował mu, że jego dziennik zacznie pozytywnie pisać o premierze w trakcie kampanii wyborczej. W zamian domagał się regulacji, które ograniczyłyby dystrybucję bezpłatnych dzienników. Według śledczych Netanjahu zgodził się na ten układ, po to, by... oszukać Mozesa. Obiecał potentatowi, że zmieni regulacje, a „Yedioth Ahronoth" pisał korzystnie o nim w trakcie kampanii wyborczej. Później premier nie wywiązał się z obietnicy.