Czyżby unijni decydenci bardziej ufali brazylijskim regulacjom finansowym niż brytyjskim? Taki wniosek można by pochopnie wyciągnąć, przyglądając się powolnym negocjacjom dotyczącym dostępu brytyjskich instytucji finansowych do wspólnego rynku. Choć brexitowy okres przejściowy minął 31 grudnia 2020 r., to sprawa ta wciąż jest daleka od uregulowania i sporo zależy tutaj od Komisji Europejskiej.
To od jej decyzji będzie zależało, jak szeroki dostęp do wspólnego rynku będą miały firmy finansowe z londyńskiego City. Komisja przyznaje go na zasadzie „równoważności" (czasem tłumaczonej jako „wzajemność" czy „ekwiwalentność"). Jego nadanie oznacza uznanie, że w danym kraju regulacje są równie silne jak w UE. Jest on przyznawany na czas nieokreślony i może zostać łatwo cofnięty – z zaledwie 30-dniowym wypowiedzeniem. Komisja udziela go państwom trzecim w poszczególnych obszarach, np. w ubezpieczeniach, ratingach czy w handlu akcjami. Dotychczas podejmowała dość szczodre decyzje w sprawie „równoważności" m.in. wobec USA, Kanady czy Japonii. Stosunkowo łagodne podejście miała również do niektórych gospodarek wschodzących. Na przykład Brazylia cieszy się „równoważnością" z UE w takich dziedzinach jak m.in. audyt czy instytucje kredytowe. Wielkiej Brytanii KE przyznała jednak „równoważność" jedynie w dwóch obszarach – z czego jedna decyzja, dotycząca instytucji clearingowych, musiała zostać wydana, by uniknąć chaosu na rynkach. Wielka Brytania po latach pobytu w UE ma regulacje finansowe mocno zharmonizowane z unijnymi, a ponadto może się szczycić długą tradycją nadzoru nad branżą. Sami Brytyjczycy przyznali UE „równoważność" w 28 sektorach. Czemu Bruksela tak niechętnie to odwzajemnia?