Jeśli tak jest, to dlaczego piszę? Pewnie dlatego, że myślę, iż mam coś do powiedzenia, ale nie zdziwię się, jeśli czytelnicy powiedzą, że to „coś" nie ma sensu.
Na początku małe zastrzeżenie – od 17.03 nie jestem już w sztabie Szymona Hołowni. Nadal go popieram, ale zdecydowanie zastrzegam, że wszystkie poglądy, żale i krytykę należy kierować tylko i wyłącznie do mnie. Dla porządku: wycofałem się z powodów osobistych, nie z powodu stanu zdrowia. Podczas pisania tekstu byłem zdrowy.
Wróćmy do pandemii. Nie będę opisywał, co się do tej pory wydarzyło i jaka katastrofalna przecena na giełdach (na Wall Street około 30 proc. – do wtorku 17.03 przed południem). Nie będę też stawiał wróżb, bo zbyt wiele jest niewiadomych. Postaram się tylko opisać w dużym skrócie powody giełdowego zawału i możliwe drogi wyjścia.
Przede wszystkim uważam, że sama epidemia, gdyby wydarzyła się 30 lat temu, nie miałaby tak katastrofalnych skutków. Nie było internetu, nie było globalizacji, wszystko działo się dużo wolniej, trudno było wzbudzić panikę. Teraz jest to banalnie łatwe. Do tego czynnika dołożył się drugi, czyli nieodpowiedzialne zachowanie Arabii Saudyjskiej i Rosji, które doprowadziły do wojny cenowej, która z kolei przeceniła ropę, potężnie szkodząc krajom zależnym od surowców.
Trzecim czynnikiem było zachowanie polityków, którzy napędzani paniką społeczeństw zamrozili gospodarki swoich państw. I jest to czynnik chyba najważniejszy. Pandemia choroby zamieniła się na pandemię strachu. W tej sytuacji inwestorzy giełdowi rozpoczęli przecenę akcji, bo przecież nie wiedzieli, jak długo potrwa stan zamrożenia aktywności gospodarczej i jak się to odbije na gospodarce całego świata. A najgorsza dla giełd akcji jest przecież niepewność.