Powodów takiej sytuacji jest kilka. Przede wszystkim negatywnym echem odbija się fiasko w sprawie reformy zdrowotnej w USA. To rodzi negatywne konsekwencje dla realizacji obietnic wyborczych, w tym głęboko oczekiwanej stymulacji fiskalnej, co stanowiłoby silny impuls rozwojowy dla amerykańskiej gospodarki. Tymczasem reformy utknęły w miejscu, dlatego dolar znajduje się obecnie pod presją. Poza tym oddala się prawdopodobieństwo kolejnej podwyżki stóp w USA – za sprawą gorszych od oczekiwań danych makro. Dlatego Fed w ostatnim czasie wskazał na czynniki ryzyka związane ze ścieżką inflacji, co by wskazywało, że do końca roku możliwe jest wstrzymanie procesu zacieśnienia polityki monetarnej. W związku z tym dolar nadal może tracić. W przypadku pary USD/PLN należy oczekiwać nowych minimów w okolicy 3,50.
W przypadku euro sytuacja jest inna, bowiem rynek dyskontuje zmianę retoryki Europejskiego Banku Centralnego. Pierwsze zapowiedzi w sprawie ograniczenia QE już się pojawiły, ale na razie brakuje szczegółów. Niemniej wydaje się, że nic nie stanie na przeszkodzie, aby nastąpiło ograniczenie skupu aktywów od początku 2018 r. Tym samym euro prawdopodobnie jest na otwartej drodze do umocnienia, co w praktyce oznaczałoby pojawienie się nowych maksimów w rejonie 1,165 za dolara.