Tzw. CVIX, czyli indeks implikowanej zmienności koszyka głównych walut, jest obecnie najniżej od 2014 r., a wykluczając ten dołek, tak nisko byliśmy w historii tylko raz – w 2007 r. W obu przypadkach następujące później odbicie było nagłe i przynosiło skok zmienności na wiele miesięcy. Tym razem inwestorzy zdają się świadomi czyhającego zagrożenia, ale ich przezorność tylko potęguje marazm. Bo skoro nie wiadomo, co i kiedy uderzy, najlepiej czekać z boku.

Apetyt na ryzyko ma się dobrze, o czym świadczą chociażby kolejne wielomiesięczne szczyty na indeksach giełdowych. Jednak waluty ryzykowne prawie w ogóle nie korzystają z rajdu ryzyka widocznego wśród innych klas aktywów. Powodem są wzajemnie znoszące się zależności. Nurt nadaje zmiana oczekiwań względem perspektyw USD. Fed i Biały Dom robią wszystko, by podtrzymać ożywienie, jednak ich działania wywołują efekty uboczne. Rezygnacja Fedu z podwyżek stóp procentowych w tym roku jest zachętą do rajdu na Wall Street, ale jednocześnie wysyła sygnał, że w gospodarce coś jest nie tak. Dodatkowo przy gołębim zwrocie Fedu w tym samym kierunku zmuszone są podążać inne banki centralne, jeśli nie chcą nadmiernej aprecjacji własnych walut względem dolara. Cokolwiek pożytecznego dla umocnienia ryzykownych walut mogła zdziałać gołębia retoryka Fedu, teraz jest gaszone przez obawy o obniżki stóp w innych zakątkach globu. Z kolei presja administracji Trumpa na obniżenie cen ropy naftowej sypie piasek w tryby rajdu sztandarowego surowca i pokazuje, że jest to rynek podatny na polityczną interwencję. Trudno w tych warunkach liczyć na niezagrożone zwyżki „walut surowcowych".

Cierpliwość, zależność od napływających danych, „wait-and-see" stały się obowiązkowym elementem każdego komunikatu wychodzącego z banku centralnego. Inwestorzy nie są ślepi i widzą, co się dzieje. Zbyt łatwo wykonać błędny krok i znaleźć się po niewłaściwej stronie rynku, kiedy czekający na uboczu kapitał zacznie masowo być zaciągany do pracy i wywoła silną zmianę w wycenie. Zbyt mało udało się zarobić w pierwszym kwartale, by teraz pochopnie ryzykować stratę, z której być może nie uda się wyjść do końca roku. Dlatego lepiej się spóźnić na pierwsze 1,5–2 proc., a pewnie wskoczyć na ruch o kolejne 5 proc. Zanim jednak zmienność eksploduje, przychodzi nam się ekscytować zajawkami w stylu: „wzrost EUR/USD o zaledwie 0,4 proc. był największą dzienną zwyżką od trzech tygodni". Wow! ¶