Wznowienie rozmów pomiędzy USA a Chinami prowadzi do gwałtownych wzrostów na azjatyckich rynkach, w USA giełdy prawdopodobnie otworzą się na historycznych maksimach. Jednocześnie jednak publikowane są najgorsze od lat dane makroekonomiczne i to już w zasadzie bez względu na region.
Patrząc z perspektywy pierwszych dni maja, już samo spotkanie pomiędzy prezydentami USA i Chin to sukces. Tym bardziej sukcesem jest brak dalszej eskalacji konfliktu handlowego. Jednak od kilku tygodni panowało przekonanie, że do spotkania dojdzie, a rozmowy handlowe zostaną wznowione. To, co inwestorów zaskoczyło pozytywnie to dość nieoczekiwane ustępstwa ws. Huawei, chińskiego giganta z branży telekomunikacyjnej, który ponownie będzie mógł kupować sprzęt w USA. To było jedno z żądań chińskiej strony, choć wydaje się, że Trump ugiął się bardziej pod ciężarem krajowego lobby, niż presji Pekinu. Tak czy owak, postawa Trumpa na G20 była odebrana jako zaskakująco miękka (wycofał się także z gróźb wobec Turcji) i tym należy tłumaczyć głównie optymizm rynku, który zakłada, że teraz dojdzie zarówno do porozumienia z Chinami, jak i serii obniżek stóp procentowych w USA. Warto jednak nadmienić, iż nałożone w maju cła na chiński import (oraz chińskie cła odwetowe) pozostaną nienaruszone, a to nadal będzie ciążyć gospodarce. Do finalnego porozumienia również nie musi być blisko – jesteśmy obecnie w bardzo podobnej sytuacji jak w styczniu, a jedyne, co się od wtedy zmieniło, to wejście dodatkowych ceł. Wysokie poziomy indeksów giełdowych, które Trump traktuje jako miernik sukcesu swojej prezydentury, nie będą zachęcać do szybkiego kompromisu, szczególnie, że zbyt słabe porozumienie zostałoby wykorzystane przeciwko prezydentowi w kampanii wyborczej.
Sam szczyt G20 nie będzie jednak mieć natychmiastowego efektu naprawczego dla globalnej gospodarki, która wysyła coraz bardziej desperackie sygnały. W momencie, gdy na rynkach panuje euforia, publikowane są najgorsze od lat dane o aktywności biznesowej. Szczególnie źle sprawy wyglądają w Azji, gdzie w czerwcu indeksy PMI solidarnie spadły w Chinach, Japonii, Korei, Australii i Indiach. Mocne spadki koreańskiego eksportu (często traktowanego jako dobry miernik wyprzedzający) potwierdzają recesję w światowym handlu. Równie złowieszczo w ubiegłym tygodniu wyglądały dane z USA – spadki, w pewnym przypadkach znaczne, odnotowały wszystkie regionalne indeksy biznesowe. Banki centralne stoją zatem przed ogromnym wyzwaniem ponownego ożywienia gospodarki, która właśnie odnotowała najdłuższy okres ekspansji w historii.
Na rynku walut o poranku widzimy wzrost wartości dolara. To efekt spadku oczekiwań na obniżkę stóp procentowych aż o 50 punktów bazowych na lipcowym posiedzeniu. Porozumienie na G20 oraz dobra sytuacja na rynkach w zasadzie wykluczają taki ruch, a rynki już o nim spekulowały. Jednak wobec wyraźnie pogarszających się danych w USA Fed jednak stopy procentowe obniży (o 25 punktów bazowych), więc umocnienie dolara może być przejściowe. O 9:00 euro kosztuje 4,2478 złotego, dolar 3,7495 złotego, frank 3,8119 złotego, zaś funt 4,7522 złotego.
dr Przemysław Kwiecień CFA