Kilkanaście tysięcy pracowników Telekomunikacji Polskiej (TP) zgłosiło się po akcje prywatyzowanej Poczty Polskiej (PP) w związku z tym, że spółki te tworzyły niegdyś jedno przedsiębiorstwo: „Polska Poczta, Radio i Telefon”. Wnioskodawcy muszą jednak liczyć się z tym, że zostaną odprawieni z kwitkiem i nie dostaną akcji Poczty. Nie pozwala na to obowiązujące prawo i nie ma ich na liście uprawnionych liczącej około 63 tys. osób.
[srodtytul]Telekomunikacja albo Poczta[/srodtytul]
– Znamy stan prawny. I choć się z nim nie zgadzamy, nie zachęcaliśmy nikogo do zapisywania się na akcje Poczty Polskiej. Jednak tych, którzy uważali, że mają do tego prawo, informowaliśmy, gdzie można się zapisać i co to ze sobą niesie – mówi Marek Mądrzyk, wiceprzewodniczący Sekcji Krajowej Pracowników Telekomunikacji NSZZ „Solidarność”.
Zgodnie z prawem obejmować nieodpłatne akcje prywatyzowanego przedsiębiorstwa można raz. To znaczy, że osoby, które otrzymały walory TP prywatyzowanej w 1998 r., a wydzielonej z przedsiębiorstwa Polska Poczta, Radio i Telefon, nie mogą obecnie liczyć na papiery PP. Osób, które zapisały się na akcje pracownicze TP, było ponad 200 tysięcy, w tym pracownicy PP. Im na udział w prywatyzacji TP pozwoliła przyjęta w trybie pilnym w listopadzie 1998 r. nowelizacja ustawy o łączności.
W drugą stronę takiej możliwości nie ma. – Duży popyt wywołały wtedy doniesienia o wysokiej wartości TPSA. Ostatecznie wiele osób dostało małe pakiety akcji, warte po kilkaset złotych. Byli wśród nich m.in. pracownicy Poczty Polskiej z niedużym stażem, którzy dziś, mimo że ich staż jest dłuższy, nie mogą wziąć udziału w prywatyzacji tej firmy. To paradoks – wyjaśnia Mądrzyk.