Obecnie kapitalizacja Brand24 sięga prawie 90 mln zł, a jesteście wciąż małą firmą z liczbą klientów sięgającą zaledwie 2200. To pokazuje, że inwestorzy dali wam spory kredyt zaufania i mają wobec spółki duże oczekiwania. Jak zamierzacie im sprostać?
Faktycznie nasza liczba klientów jest niska, zwłaszcza jak się nas porówna do bardziej dojrzałych firm, jak LiveChat. Ale biznes jest stabilny. Największy nasz klient przynosi nam 0,5 proc. przychodów., więc ryzyko, że ten biznes zacznie się kurczyć jest bardzo niewielkie. Szczerze mówiąc, gdy brałem udział w spotkaniach z inwestorami, to miałem problem z nakreśleniem potencjalnych, czarnych scenariuszy dla spółki. W naszym biznesie liczy się to, czy firmy będą zainteresowane wiedzą dotyczącą tego, jak są w sieci postrzegane. A wydaje mi się, że to jest uniwersalna potrzeba, która będzie istniała, a dzięki temu my będziemy mogli oferować swoje usługi i tym samym rosnąć. Dodałbym też, że jest to biznes subskrypcyjny, oparty na relatywnie niedużej załodze i nigdy nie będziemy firmą zatrudniającą więcej niż 100 osób. W tej chwili mamy 60 osób i zbliżamy się do optymalnego składu, w którym będziemy pracować przez lata. Pewnie będziemy zatrudniać nowego pracownika w dziale obsługi klienta wraz ze wzrostem liczby klientów o kolejnych 500 czy 1000. Zmierzam do tego, że koszty przestaną w końcu rosnąć lub wyraźnie zwolni się ich przyrost, z kolei przychody rosną coraz szybciej. Siłą rzeczy więc, za jakiś czas nie będziemy w stanie reinwestować wszystkich zysków, co robiliśmy do tej pory, i te zyski zaczną być widoczne.
Jak na razie wynik netto za ostatnie lata był ujemny.
Działamy od sześciu lat i zainwestowaliśmy w Brand24 ponad 20 mln zł, z których tylko 2 mln zł było zewnętrznym finansowaniem. Domyślam się, że wielu prezesów tłumaczy straty reinwestycjami, ale proszę zajrzeć do dokumentu informacyjnego i zobaczyć historię naszego finansowania. Myślę, że to dowód na to, że biznes rozwija się zdrowo. Nie musimy co jakiś czas ubiegać o kolejną rundę zastrzyku kapitału, by utrzymać się na powierzchni. Działamy tak, by być cały czas blisko tego punktu breakeven. Nie odkładamy zysków na półkę i nie realizujemy za nie naszych zachcianek, nie przechodzimy w konsumpcyjny tryb prowadzenia biznesu. Mamy zakasane rękawy i chcemy walczyć o coś więcej niż 2200 klientów.
Kiedy zatem inwestorzy mogą spodziewać się, że w raporcie wynik netto będzie na plusie? Czy musicie przekroczyć ten „magiczny" próg 5000 klientów?
Jak wspominałem – liczebność załogi zbliża się do optimum, a biznes rozwija się szybciej niż kiedykolwiek. Ostatni skokowy wzrost zatrudnienia związany był właśnie z emisją akcji. Pozyskane pieniądze przeznaczyliśmy m. in. na dwukrotne powiększenie działu programistycznego, zatrudniliśmy dyrektora finansowego. I od tego momentu zatrudnienie będzie rosło dużo wolniej, a przychody i liczba klientów nigdy nie rosły szybciej.