O ponad 4 proc. taniały we wtorek akcje AB w reakcji na wyniki za I kwartał roku kalendarzowego, który jest trzecim kwartałem roku obrotowego w spółce. Jej skonsolidowane przychody były zbliżone do ubiegłorocznych, ale zyski spadły.
Na co mogą liczyć akcjonariusze
We wtorek kurs AB oscylował w okolicach 23 zł, co oznacza niespełna 0,4 mld zł kapitalizacji.
– Pytanie o wycenę akcji AB jest na czasie. W naszej ocenie obecny kurs nie odzwierciedla sytuacji i perspektyw grupy. Chcielibyśmy go „urealnić". Rozważamy takie opcje jak dywidenda czy buy back, ale za wcześnie na jakiekolwiek deklaracje – mówi „Parkietowi" prezes i akcjonariusz Andrzej Przybyło. Dodaje, że trzeba poczekać na zakończenie tego roku obrotowego i dalszy rozwój sytuacji w branży. – W okolicach listopada i grudnia, czyli wtedy, gdy mamy zazwyczaj walne zgromadzenie, będziemy już dysponować wiedzą, która pozwoli akcjonariuszom podjąć dobrą decyzję – dodaje prezes.
Wojna cenowa trwa
W czterech minionych kwartałach narastająco grupa wypracowała 109 mln zł EBITDA i 62 mln zł zysku netto przy ponad 8,4 mld zł przychodów. Już od dłuższego czasu w branży widać bardzo mocną presję na marże.
– Wszystkie wojny cenowe, w których już uczestniczyliśmy przez 28 lat naszej historii, pokazały, że jest jedna prawidłowość: silny gracz stawał się jeszcze silniejszy, a słabsi wypadali z rynku. Jesteśmy liderem i nadal stajemy się coraz mocniejsi, więc paradoksalnie na obecnej sytuacji możemy tylko zyskać – twierdzi prezes. Trudno przewidzieć, jak długo potrwa wojna cenowa. – To zależy od strategii obranych przez zagranicznych graczy. Prowadzona przez nich polityka powoduje, że można mieć przypuszczenie, iż ich biznes jest nierentowny – dodaje Przybyło.