Związki zawodowe nie składają jednak broni, a w zmianie prezesa węglowej spółki widzą szansę na uratowanie zakładu. Wspierają je żony górników z kopalni Krupiński, które we wtorek przyjechały do Warszawy, by złożyć na ręce premier Beaty Szydło petycję w obronie zakładu. W imieniu premier petycję przyjął zastępca dyrektora departamentu spraw obywatelskich w KPRM Kacper Halski.
Związkowcy nigdy nie pogodzili się z decyzją o likwidacji Krupińskiego. Zarząd ma jednak mocny argument – przez ostatnie dziesięć lat kopalnia przyniosła ponad miliard złotych straty. Według analiz zleconych przez zarząd, a było ich osiem, nie ma szans na stabilne rentowne wydobycie węgla w tym zakładzie nawet przy bardzo wysokich cenach surowca. Jak wyliczyła spółka, utrzymanie Krupińskiego w strukturach grupy do 2021 r. kosztowałoby JSW od 300 mln do ponad 520 mln zł. Załoga zwraca jednak uwagę na fakt, że Krupiński, który wydobywa teraz węgiel energetyczny, ma dostęp do cennego złoża węgla koksowego.
Jak dotąd nie udało się do niego dostać – według związkowców konieczne do tego byłyby inwestycje rzędu 300 mln zł. Związkowcy podnoszą też, że już w tym roku miała ruszyć w kopalni produkcja węgla półkoksowego, ale prace zostały wstrzymane. Dostęp do lepszych pokładów zdecydowanie poprawiłby wyniki kopalni.
Zarząd JSW, na którego czele od poniedziałku stoi szef rady nadzorczej Daniel Ozon, nie odpowiedział na nasze pytanie, czy możliwa jest zmiana decyzji w sprawie Krupińskiego. Spółka poinformowała, że trwa przenoszenie pracowników z tej kopalni do innych zakładów należących do JSW. Zmiana decyzji mogłaby być niezmiernie trudna, gdyż przeniesienie Krupińskiego do SRK jest jednym z warunków porozumienia z bankami w sprawie spłaty obligacji na kwotę ok. 1,3 mld zł.