Zapewnił też, że nie zabraknie krajowego węgla dla energetyki zawodowej. Takie obawy pojawiły się w związku z problemami PGG, która w I półroczu nie była w stanie wykonać założonego w biznesplanie poziomu wydobycia.
Zaprzeczył też, jakoby państwowy Węglokoks, specjalizujący się w eksporcie węgla, miał zajmować się importem tego paliwa. To sprzeczny komunikat z tym, który jeszcze pod koniec czerwca wystosował sam Węglokoks, twierdząc, że rozważa udział w procesie importu czarnego paliwa.
Jednocześnie Tobiszowski przyznał, że nie da się całkowicie wyeliminować z polskiego rynku importu rosyjskiego surowca. Chodzi przede wszystkim o węgiel grubszy, spalany w domowych piecach, którego nie wydobywamy w wystarczających ilościach. – Pewna partia będzie przyjeżdżać do Polski, bo potrzebujemy czasu, zanim wydostaniemy ten gruby węgiel z polskich kopalń. Byłoby nieroztropne, by ten import blokować. Dobrze też, by ten polski węgiel zmierzył się cenowo z surowcem importowanym – zaznaczył Tobiszowski.
Jak podaje Eurostat, tylko od stycznia do kwietnia do naszego kraju wwieziono nieco ponad 3 mln ton węgla kamiennego – energetycznego i koksowego. To o 10 proc. więcej niż przed rokiem. Najwięcej, bo 1,84 mln ton, czarnego paliwa pochodziło z Rosji. Import rosyjskiego surowca wzrósł więc o 10 proc. w porównaniu z takim samym okresem 2016 r.
Niepokojące są także dane dotyczące inwestycji w polskich kopalniach. Z danych katowickiego oddziału Agencji Rozwoju Przemysłu wynika, że od początku roku do końca kwietnia kopalnie wydały na inwestycje, w tym m.in. roboty udostępniające nowe pokłady węgla, 321,7 mln zł. To o 115,3 mln zł mniej niż w tym samym okresie 2016 r.