„Najpierw wyrzucono nas z warszawskiego biura naszej firmy, w której obradowała Rada Nadzorcza” – piszą związkowcy do premiera. – „Budynek otoczył szczelny kordon policji i ochroniarzy, którzy nie pozwolili nam ponownie wejść do środka, a później, w czasie obrad, RN bez podania przyczyn odwołała prezesa zarządu JSW S.A. Daniela Ozona” – dodają.
Drugi akt dramatu rozegrał się pod ministerstwem energii, gdzie przeniósł protest jastrzębskich związkowców. Do manifestujących górników wyszedł szef resortu, Krzysztof Tchórzewski, ale – według relacji związkowców – nie odpowiadał na ich pytania i został wygwizdany. W liście do Mateusza Morawieckiego związkowcy domagają się dymisji ministra Tchórzewskiego, a także reprezentujących resort członków rady nadzorczej.
– Pełniący obowiązki prezesa JSW pan Robert Małłek jest w kontakcie ze związkami zawodowymi w firmie. Ustalają spotkanie, na którym będą rozmawiać o całej tej sytuacji – usłyszeliśmy w Biurze Promocji, Komunikacji i PR JSW. Nasze próby skontaktowania się z przewodniczącym „Solidarności” w JSW, Sławomirem Kozłowskim, okazały się bezowocne: jak dowiedzieliśmy się w biurach związku – przez cały dzień trwały gorączkowe narady i próby koordynowania działań protestacyjnych. Sytuacji nie chciały też komentować te organizacje związkowe, które nie przyłączyły się do akcji protestacyjnej.
Dla inwestorów są to wieści niepokojące. Już we wtorek nagła wiadomość o dymisji prezesa Daniela Ozona doprowadziła do spadku kursu akcji Jastrzębskiej Spółki Węglowej o ponad 6 proc., do ceny 45,80 zł za akcję – najniższego od trzech lat. W środę ten dołek się pogłębiał: po południu notowania firmy były o niemal 4 proc. niższe niż na otwarciu sesji, a cena akcji sięgała zaledwie 44,02 zł.
Nie jest tajemnicą, że sednem sporu, do jakiego doszło po nagłej dymisji prezesa JSW, jest polityka płacowa firmy. Odkąd Daniel Ozon przejął stery firmy w 2016 roku średnie wynagrodzenie wzrosło z 4600 do 7000 złotych netto. W większości podwyżki te zostały przeprowadzone w pierwszym okresie rządów Ozona w firmie, ale jeszcze w 2018 r. zapowiadano 7-procentowe podwyżki. W bieżącym roku – o ile wyniki finansowe firmy za I półrocze byłyby zadowalające – zamiast podwyżek pracownicy mieli otrzymać nagrody.