W ubiegłym roku utworzyliśmy prawie 800 nowych miejsc pracy. W ciągu pierwszych siedmiu miesięcy tego roku mamy do czynienia z zahamowaniem wzrostu zatrudnienia. Świadomie w tamtym roku zatrudniliśmy tylu ludzi, gdyż wiedzieliśmy, że koniunktura dla Comarchu będzie dobra. W tym roku położyliśmy więc nacisk na to, aby nowi ludzie byli produktywni. Dziś wyzwaniem dla Comarchu tak naprawdę nie jest zdobycie nowych projektów. Budowana sieć sprzedaży globalnej funkcjonuje. W tej chwili największym wyzwaniem jest więc to, aby po zakontraktowaniu umowy, wytworzyć, dostarczyć i zainstalować klientowi systemy. W warunkach wzrostu rzędu 10 - 11 proc. co roku, którego zresztą spodziewamy się również w tym roku, wyzwaniem jest zachowanie produktywności i na tym koncentruje się teraz zarząd firmy.
Czy to będzie również największe wyzwanie w przyszłym roku?
Myślę, że tak. To zresztą jest problem wszystkich firm informatycznych, a szczególnie tych bardzo dużych. Formowanie zespołów, które są w stanie współpracować z klientem w warunkach międzynarodowych jest wyzwaniem.
Jak podawał ostatnio "Parkiet" na finiszu jest walka o rekordowy kontrakt dla ZUS. Jak pan ocenia szansę Comarchu w tym wyścigu?
To mi trochę przypomina derby Cracovia - Wisła i mówienie o wyniku jeszcze przed meczem. Cieszę się, że jesteśmy w tym wyścigu, ale trudno mi powiedzieć, jak on się zakończy.
Czy jest szansa, aby Comarch zaczął znów wypłacać dywidendę?