Chciałbym zacząć od czwartkowych wydarzeń na GPW. WIG20 zanurkował o ponad 3 proc., mWIG40 i sWIG80 zanotowały najgorsze sesje od 12 marca, a NCIndex najgorszą w swojej 13-letniej historii. Jak te zniżki interpretujecie w szerszej ramie czasowej? Czy one zagrażają kontynuacji trendu czy to tylko korekta?
Krzysztof Borowski (KB): Taką niepokojacą słabość obserwowałem już od początku tygodnia. Wiele spółek bowiem zaczęło wybijać się dołem, a nie górą, do czego w ostatnich miesiącach zdążyliśmy się przyzwyczaić. Czwartkowa wyprzedaż była konsekwencją ostatniej euforii. Doszło do tego, że ludzie przestali szanować swoje pieniądze i kupowali papiery nawet przy +25 proc. Fundamenty w ogóle takich ruchów nie uzasadniały, ale też nikt o fundamenty się nie pytał. Co szło w górę było kupowane. To był swoisty amok inwestorów. Czwartek był dla nich zimnym prysznicem. Trudno mi przesądzić, czy to już koniec trendu wzrostowego. Jedna sesja to za mało, by to jednoznacznie stwierdzić. Niemniej na wielu spółkach już od kilku dni pojawiały się czarne korpusy dziennych świec, co nie wróży niczego dobrego. Ponadto coraz więcej spółek z WIG20 zaczyna słabo wyglądać. Jest więc sporo znaków zapytania, a do tego wszystkiego wróciły niepokoje związane z pandemią.
Piątkowy poranek pokazał chęć do odreagowania i na dużych i małych spółkach. Niemniej na parkiecie na pewno zwiększyła się niepewność. Czeka nas jeszcze uderzenie podaży?
Łukasz Wardyn (ŁK): Czwartkowe zachowanie rynku i wcześniejsza fala chciwości to ewidentne sygnały, że koniec zwyżek jest bliżej niż dalej. Te ostatnie spadki zbiegły się w czasie z budowanie głowy z ramionami na wykresie Nasdaqu i na S&P500. Wydaje mi się, że powodów, by wystraszyć inwestorów jest sporo. O ile cała sytuacja zaczyna być niepokojąco, to wydaje mi się, że czwartek nie kończy trendu. To może być nawet dla niego zdrowe schłodzenie przed tym ostatnim uderzeniem byków.