Kim są ludzie trojki

To najbardziej znienawidzone osoby w Grecji. Zwłaszcza teraz, kiedy zaczęły zagrażać interesom pracowników administracji państwowej i oszustów podatkowych.

Aktualizacja: 14.02.2017 21:59 Publikacja: 25.10.2012 18:32

Mimo że decyzje dotyczące Grecji firmuje trojka, i tak o wszelkie zło z nimi związane obwiniana jest

Mimo że decyzje dotyczące Grecji firmuje trojka, i tak o wszelkie zło z nimi związane obwiniana jest w tym kraju niemiecka kanclerz Angela Merkel.

Foto: Archiwum

Na przedstawicieli Międzynarodowego?Funduszu Walutowego, Europejskiego Banku Centralnego i Komisji Europejskiej mówi się w Grecji „Faceci w czerni". To tzw. trojka: chłodny w obyciu Duńczyk Poul Thomsen (MFW) i dwóch technokratycznych spokojnych Niemców, Matthias Mors (KE) i Klaus Masuch (EBC). I nie zmienia tego faktu to, że wcale czarnych garniturów nie noszą.

To oni właśnie byli negatywnymi bohaterami strajku generalnego w Grecji z ostatniego czwartku, a ich twarze, razem z fotografiami kanclerz Niemiec Angeli Merkel najczęściej widać było na transparentach podczas demonstracji w Atenach.

Poziomem nienawiści przebija ich właśnie niemiecka kanclerz, której w Grecji chętnie domalowuje się hitlerowski wąsik. Niezbyt popularna jest również dyrektor generalna MFW, Christine Lagarde, która nie ukrywa, że więcej współczucia ma dla afrykańskich dzieci niż dla Greków.

Ostatnio jednak szefowa funduszu, wobec nieudanych prób wprowadzenia reform przez rząd w Atenach, przyznaje, że temu krajowi być może potrzeba będzie więcej czasu. Na razie jednak jej człowiek w Atenach, Poul Thomsen, dalej reprezentuje twardą linię, chociaż przyznaje, że efekty tej polityki nie zawsze są korzystne dla greckiej gospodarki.

Ucieczka przez fitness club

Trojka nie rusza się w Grecji bez szczelnej obstawy. Zdarza się, że Thomsen, Mors i Masuch, aby uniknąć konfrontacji z rozwścieczonym tłumem protestującym przeciwko już wprowadzonym w życie i dopiero planowanym cięciom, wyprowadzani są z hotelu bądź rządowych budynków bocznymi drzwiami, czasami przez kuchnię bądź sale do fitnessu. Zawsze są spakowani, tak na wszelki wypadek. Żeby w każdej chwili móc bez zbędnej zwłoki dotrzeć na lotnisko.

Dochodzi także do ostrych starć między nimi a przedstawicielami rządu w Atenach. Kiedy podczas ostatniej rundy negocjacji, minister finansów Yannis Stournas miał powiedzieć, że raczej zrezygnuje, niż wprowadzi nowe oszczędności, Thomsen miał odpowiedzieć: – Nic mnie to nie obchodzi.

Często zdarza się, że trojka wyjeżdża z Aten bez żadnych ustaleń, znacznie przed upływem czasu przeznaczonego na analizę statystyk i nowe ustalenia. Oskarża się Thomsena, Masucha i Morsa, że nie zależy im tak naprawdę, czy Grecy ostatecznie pozostaną a strefie euro, czy też będą zmuszeni do jej opuszczenia.

Trochę współczucia

To nieprawda. Wszyscy trzej, a także instytucje, które reprezentują, są gotowi zrobić wszystko, byle tylko Grecy nie wracali do drachmy. I w tej chwili nie liczą się już koszty tej „obrony Częstochowy", chociaż mają świadomość, że jest to worek bez dna.

Trzeba jednak przyznać również, że wydają pieniądze znacznie ostrożniej, niż ich instytucje początkowo przyznały Grekom. Rząd Antonisa Samarasa wciąż negocjuje przekazanie transzy 11,5 mld euro, która powinna znaleźć się na greckim rachunku już w czerwcu. A nawet w tej chwili, cztery miesiące później, do spełnienia warunków, jakimi została obwarowana, jest jeszcze bardzo daleko.

Przy tym Thomsen już minionej zimy przyznawał, że Grecy zrobili bardzo dużo, a obecne reformy są wyjątkowo trudne. Przyznał wtedy to, co w tej chwili już zgodnie mówią głośno w MFW, że konsolidacja finansów publicznych zabija w Grecji wzrost gospodarczy, a wbrew temu, co się powszechnie uważa, i tak się udało rządowi w Atenach bardzo wiele osiągnąć.

W wywiadzie dla angielskojęzycznego dziennika „Kathimerini", Poulsen przyznał, że w tej chwili trzeba poluzować trochę wymogi fiskalne, a większy nacisk położyć na reformy strukturalne, które zmienią całą gospodarkę kraju. – Wytrzymałość każdego społeczeństwa ma swoje granice – mówił Thomsen. To dobra wiadomość także dla znanych z cierpliwości Portugalczyków, którzy właśnie powiedzieli swojej trojce „dość".

Tak jak w Grecji, tak i w Portugalii szefem trojki jest właśnie Thomsen, chociaż to MFW ma w przypadku Grecji mniej do powiedzenia niż przedstawiciele EBC i KE.

Protestom Greków nie ma co się dziwić. Ich PKB w ciągu ostatnich trzech lat drastycznie się skurczył – aż o 16 proc. – Społeczność międzynarodowa musi teraz pokazać, że także ma sumienie – uważa Thomsen. On sam kilkakrotnie podawał się do dymisji, twierdząc, że się wypalił. Ostatni raz w czerwcu. Na razie jednak pozostaje na stanowisku.

Dla protestujących Greków nie ma znaczenia, że kolejne cięcia są uzgodnione z ich rządem i zatwierdzone przez ich parlament. Prawie 80 proc. społeczeństwa odrzuca to, co robi rząd. To zrozumiałe w sytuacji, kiedy wiadomo, że do roku 2015 państwowe posady w ramach oszczędności będzie musiało opuścić przynajmniej 150 tys. urzędników.

To cieszy trojkę, ale to także dlatego centralny plac Aten, Syntagma, zdeptany już przez demonstrantów, regularnie zapełnia się wściekłymi protestującymi. Uważają, że zostali zdradzeni przez wszystkich, także przez bogatych rodaków, którzy z powodzeniem nadal wywożą pieniądze z kraju.

Trojka nie zawahała się przed ujawnieniem list z nazwiskami nie tylko stoczniowych magnatów, bankierów czy właścicieli wielkich firm budowlanych, ale i polityków, którzy zgromadzili na swoich rachunkach nieopodatkowane miliony euro. Doszło do tego, że musiał ustąpić nawet przewodniczący parlamentu, bo i on oszukiwał.

Zapobiec efektowi domina

W tej właśnie atmosferze Thomsen, Mors i Masuch mają przygotować raport, w którym uzasadnią wypłatę trzech transz z kolejnych ponad 30 mld euro. Tylko po to, by Grecy nie opuścili eurolandu.

Wszyscy zgodnie przyznają, że mimo napięć w negocjacjach obecny rząd jest znacznie bardziej skłonny do współpracy z organizacjami międzynarodowymi. I to mimo publicznego wytknięcia przez trojkę, że państwo jest winne prywatnym firmom ponad 7 mld euro za niezapłacone faktury. Pieniądze miały się znaleźć dzięki wpływom z prywatyzacji, które miały wynieść  50?mld euro. Teraz jednak przedstawiciele rządu nie ukrywają, że ta kwota została wzięta „z sufitu", bo dobrze wyglądała na papierze.

Wiadomo, o co toczy się gra. Nie chodzi tylko o uratowanie Grecji, ale o to, by zapobiec rozpadowi strefy euro, a w każdym razie wyjściu z niej potężnych gospodarek, jakimi są Włochy i Hiszpania.

Według wyliczeń niezależnych ekonomistów koszty rozpadu eurolandu dla gospodarki światowej sięgnęłyby astronomicznej kwoty 17 bln USD. Przy tym „efekt domina" w tym przypadku jest dyskutowany nie jako prawdopodobieństwo, ale bardzo realny scenariusz.

To dlatego właśnie coraz częściej w tej chwili mówi się o możliwości kolejnej restrukturyzacji greckiego zadłużenia. To nie jest pomysł kontrowersyjny, ponieważ i tak większość banków już albo pozbyła się greckich aktywów, albo też odpisała je na straty.

[email protected]

Parkiet PLUS
"Agent washing” to rosnący problem. Wielkie rozczarowanie systemami AI
Parkiet PLUS
Sytuacja dobra, zła czy średnia?
Parkiet PLUS
Pierwsza fuzja na Catalyst nie tworzy zbyt wielu okazji
Parkiet PLUS
Wall Street – od euforii do technicznego wyprzedania
Materiał Promocyjny
Jak sfinansować rozwój w branży rolno-spożywczej?
Parkiet PLUS
Polacy pozytywnie postrzegają stokenizowane płatności
Parkiet PLUS
Jan Strzelecki z PIE: Jesteśmy na początku "próby Trumpa"