Pierwsze kontrakty terminowe oraz opcje na indeks WIG20 zostały wprowadzone do obrotu kilkanaście lat temu. Pierwszy instrument zrobił furorę i na dobre zadomowił się w portfelach inwestorów – zarówno polskich, jak i zagranicznych. Niestety, ta sztuka nie udała się opcjom. Czy to może się jeszcze zmienić?
Ludzie rynku: jest źle
Pracownik jednego z biur maklerskich proszący o anonimowość powiedział nam, że na jego oko w skali całego kraju w opcje aktywnie inwestuje zaledwie około 1 tys. osób, a zagranica jest nieobecna. Skąd tak małe zainteresowanie?
– Fundamentalną barierą w rozwoju rynku opcji jest brak wiedzy i zainteresowania tym rodzajem instrumentów wśród inwestorów indywidualnych. Nie można jednak obarczać winą jedynie drobnych graczy. Martwi mnie brak aktywności po stronie TFI (OFE mają zakaz inwestowania w instrumenty pochodne – red.) – mówi Michał Wojciechowski, zastępca dyrektora DM BOŚ.
Piotr Cieślak, wiceprezes Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych, zgadza się, że edukacja nadal mocno kuleje. – Nie bez znaczenia jest również dość szeroka oferta podmiotów oferujących dostęp do rynku forex, który dla części inwestorów stanowi pewnego rodzaju alternatywę dla opcji – zauważa.
Nieco inny pogląd ma Piotr Kaczmarek, makler DM BDM. – Brak edukacji nie jest naszym głównym problemem. Uniwersalna rynkowa zasada mówi, że „płynność przyciąga płynność". Nasuwa się oczywiste pytanie – jak ją wykreować? Moim zdaniem inicjatywa leży po stronie GPW. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że problem płynności nie dotyczy tylko opcji. GPW potrzebuje szerszego planu. Wystarczy spojrzeć na kondycję rynku kasowego. Poza spółkami z WIG20 i wąskim gronem średniaków płynność wielu spółek jest katastrofalna – komentuje Kaczmarek.