W miesiącach poprzedzających ostatnie dynamiczne odbicie cen akcji na warszawskiej giełdzie regularnie zwracaliśmy uwagę, że część indeksów (WIG, WIG20, sWIG80) zbliżyła się do swej wartości księgowej. Premia względem tej wartości w pewnym momencie była najmniejsza od dołka bessy z 2009 roku. Jakkolwiek był to jeden z tych niezwykle rzadko spotykanych momentów, gdy wartość księgowa nadaje się do tzw. timingu (czyli wskazywania potencjalnego dołka), to jednak ta „staromodna" wielkość zaczerpnięta z bilansów spółek ma o wiele więcej użyteczności dla długoterminowych inwestorów. Czyli dla takich, którzy niekoniecznie pragną wstrzelić się w rynkowy dołek i sprzedać na szczycie (komu to się udaje?), lecz raczej starają się kupić aktywa po atrakcyjnych cenach i korzystać na ich długoterminowej aprecjacji.
Wiele wad
Już na wstępie trzeba uczciwie przyznać, że wartość księgowa (czyli kapitały własne widoczne w bilansach, będące różnicą między aktywami a zobowiązaniami) ma wiele wad. Niekoniecznie musi odzwierciedlać realną wartość, po której można by spieniężyć majątek spółki (np. w przypadku gdy na ten majątek składają się szybko starzejące się maszyny). Czasem jest napompowana przez sztuczne księgowe pozycje (np. wartość tzw. firmy – goodwill – z przejęcia).
Niemniej jeśli weźmiemy pod uwagę wartość księgową większej grupy spółek (np. z WIG), to można zakładać, że te niedoskonałości w jakimś stopniu się niwelują i otrzymujemy jakiś – niekoniecznie precyzyjny, ale w miarę orientacyjny – szacunek pozwalający powiedzieć coś sensownego na temat tego, czy akcje są drogie czy tanie względem tego szacunku.
Już na pierwszy rzut oka zauważyć można kilka faktów: (a) wartość księgowa jest w miarę stabilna i nie podlega gwałtownym wahaniom, co jest zgodne z intuicją (bilanse ogółu spółek nie zmieniają się radykalnie z dnia na dzień); (b) na dłuższą metę wartość księgowa rośnie, co można uznać za odzwierciedlenie dwóch czynników: wzrostu gospodarczego inflacji; (c) wahania WIG są niewspółmiernie duże w porównaniu ze zmianami wartości księgowej.
W tym miejscu natrafiamy na pewien paradoks. Cofnijmy się pamięcią do połowy 2007 roku, kiedy WIG po raz ostatni ustanowił historyczny rekord (ponad 66 tys. pkt). Mimo upływu niemal dziewięciu lat inwestorzy, którzy wtedy kupowali akcje i trzymają je do tej pory, są nadal pod kreską. W tym samym czasie wartość księgowa tego samego indeksu... niemal się podwoiła. Przypominają się tu słowa słynnego inwestora Warrena Buffetta („wyroczni z Omaha"): „Zbyt wysoka cena zakupu akcji świetnej spółki może zniwelować efekty całej następnej dekady korzystnego rozwoju biznesu" (tłum. własne).