Przejęcie komercyjnych sterów F1 przez amerykańskiego giganta na rynku mediów, komunikacji i rozrywki, firmę Liberty Media, główni gracze w świecie Grand Prix witają z optymizmem i liczą na dalszy rozkwit najpopularniejszych wyścigów. Nowi właściciele będą mieli wyłączność, jeśli chodzi o zarządzanie i podejmowanie decyzji, natomiast w kwestii samych udziałów w Formule 1 – obejmą ich 35,3 proc. Sfinalizowanie całej operacji zaplanowano na I kwartał 2017 r. Ujawnione kwoty transakcji oznaczają, że całość wyceniona jest na około 8 miliardów dolarów (w tym 4 miliardy zobowiązań). Ludzie z Liberty Media świetnie znają się na tym, co obecnie jest piętą achillesową Formuły 1. Wiedzą, jak stworzyć produkt atrakcyjny w świecie mediów elektronicznych i społecznościowych, nadążają za bieżącymi trendami i rozumieją, że nie tylko technologia motoryzacyjna idzie do przodu. Warto przypomnieć, że najbardziej prestiżowe wyścigi świata „dorobiły się" swojego oficjalnego profilu na najbardziej znanym portalu społecznościowym dopiero na początku tego roku, a ich szara eminencja Bernie Ecclestone nie korzysta z poczty elektronicznej. Skoro nie musi, to już jego sprawa, ale 85-letni magnat F1 nieraz dawał do zrozumienia, że nie potrzebuje w swoich interesach tego całego internetu i siedzących w nim nastolatków, bo jego partnerów biznesowych interesują zamożni 60-latkowie, którzy kupują zegarki Rolex i mają konta w szwajcarskich bankach – a takie firmy reklamują się przy F1.