Rzeczywiście, w wielu poprzednich wyborach Front Narodowy miał poważne trudności z przebiciem „szklanego sufitu". Gdy kandydaci tej partii mieli szanse na poważniejsze sukcesy wyborcze, łączyły siły przeciwko nim establishmentowa lewica i prawica, które straszyły wyborców „zwycięstwem faszystów". Ta sztuczka wielokrotnie się sprawdziła, ale stała się przez to już nieco zużytym trikiem. Front Narodowy zdołał zaś w ostatnich latach mocno przebudować wizerunek. Stał się partią koncentrującą przekaz na sprawach gospodarczych i socjalnych. Zdołał dzięki temu przejąć sporą część tradycyjnego, robotniczego elektoratu socjalistów. Elektoratu, który jest mocno rozczarowany beznadziejnymi rządami Partii Socjalistycznej i prezydenta Francoisa Hollande'a. – Moje dokonania powinny być oceniane głównie poprzez to, jak zmieniła się krzywa zatrudnienia – mówił kilka lat temu Hollande. Werdykt jest więc jednoznacznie negatywny: od początku kadencji Hollande'a liczba etatów we Francji skurczyła się o 660 tys.
Emmanuel Macron ma przed sobą o tyle trudne zadanie, że dla wielu wyborców reprezentuje sobą to, co oni nienawidzą. Jest on byłym bankierem inwestycyjnym, który zrobił karierę u Rothshildów. Był też ministrem gospodarki w rządzie socjalistów i na tym stanowisku specjalnie się nie popisał. Co prawda Janis Warufakis, były grecki minister finansów, chwalił go jako najbardziej kompetentnego spośród ministrów zajmujących się eurokryzysem, ale znany francuski ekonomista Thomas Piketty krytykował go za zbyt mocne trzymanie się nieudanej strategii cięć fiskalnych. Macron stara się zdystansować od przegranej socjalistycznej ekipy, kandydując pod szyldem własnej partii En Marche!, ale wciąż sprawia wrażenie kandydata mało autentycznego. Jest to przede wszystkim kandydat bezpiecznej kontynuacji, który ma zadbać o to, by strefa euro nie rozleciała się z hukiem.
– W najbardziej prawdopodobnym scenariuszu zwycięstwa Macrona jego wizja polityki probiznesowej i prounijnej zdejmie z francuskich aktywów premię za ryzyko, co otworzyłoby drogę do solidnych wzrostów indeksu CAC40, a dla pozostałych giełd impuls do nadgonienia giełdy w USA. Jednakże start rajdu może zostać wstrzymany do czerwca, kiedy się okaże, czy po wyborach do Zgromadzenia Narodowego Macron może liczyć na sprzyjający sobie parlament. W przeciwnym razie jego program może zostać zablokowany – mówi „Parkietowi" Konrad Białas, główny ekonomista TMS Brokers.
Szansa dla populistycznej prawicy
Ewentualne zwycięstwo Marine Le Pen nie jest pożądane przez inwestorów, gdyż oznaczałoby de facto rozpad strefy euro. Kandydatka Frontu Narodowego chce, by Francja powróciła do franka i by euro zostało zastąpione czymś w rodzaju ECU, czyli europejskiej waluty rozliczeniowej stosowanej przed wprowadzeniem euro. Bank Francji zostałby podporządkowany parlamentowi (z zachowaniem dużej autonomii) i wykorzystany do wielkiego programu QE. Zakupy obligacji na wielką skalę miałyby finansować odbudowę francuskiego przemysłu, który byłby chroniony poprzez „inteligentny protekcjonizm". Wzrosłyby również francuskie wydatki na zbrojenia – z 2 proc. PKB do 3 proc. PKB, co dałoby nowy impuls do rozwoju krajowego przemysłu obronnego. Przypomina to w pewnych kwestiach program Donalda Trumpa i może okazać się wystarczająco kuszące dla wyborców chcących „uczynić Francję znów wielką". Na korzyść Le Pen może również zadziałać kryzys imigracyjny i zagrożenie terrorystyczne, czyli problemy, z którymi wyraźnie sobie nie radzi socjalistyczna administracja. Obietnice dotyczące dobrobytu i bezpieczeństwa dały zwycięstwo Trumpowi, więc mogą dać również wygraną Le Pen. Jeśli przeciwnicy tej kandydatki popełnią błąd sztabowców Hillary Clinton i oprą strategię na prymitywnym straszeniu „rasizmem" oraz Putinem, to może ich spotkać przykra niespodzianka.
Nawet jeśli jednak Le Pen wygra wybory prezydenckie, to wyprowadzenie Francji ze strefy euro i UE może okazać się trudniejsze, niż się spodziewa. Zwłaszcza jeśli Frontowi Narodowemu nie uda się zbudować większości w parlamencie. – Zwycięstwo Le Pen jest negatywnym scenariuszem, który prawdopodobnie przyniesie szok dla europejskich aktywów w związku z obietnicami przeprowadzenia referendum o przynależność do UE. Jednak szanse Le Pen na objęcie kontroli nad parlamentem są bardzo małe, co oznaczałoby konflikt polityczny. Z jednej strony może to sparaliżować proces odejścia Francji od UE, ale gwarantuje też wysoki poziom niepewności o kształt francuskiej polityki w relacjach międzynarodowych. Wątpliwe, aby w takim wypadku europejskie aktywa miały prędko odreagować wcześniejszą panikę – wskazuje Białas.
Wygrana Le Pen dałaby jednak eurosceptykom z reszty Unii sygnał do natarcia. Włochy czy Grecja miałyby wreszcie wsparcie u europejskiego mocarstwa.