Nowe porządki w Formule 1

Nowy właściciel praw komercyjnych do Formuły 1, która wystartuje w przyszły weekend w Australii, amerykańska firma Liberty Media wprowadza już swoje porządki. Pierwszą ofiarą został twórca finansowej potęgi F1 – i przy okazji własnej – czyli Bernie Ecclestone.

Publikacja: 19.03.2017 10:05

Biznes związany z Formułą 1, wyceniany jest na 8 miliardów dolarów. Przynosi on 1,8 miliarda dolarów

Biznes związany z Formułą 1, wyceniany jest na 8 miliardów dolarów. Przynosi on 1,8 miliarda dolarów przychodów rocznie.

Foto: Archiwum

W miejsce cesarza powołano triumwirat. Sportową przyszłość Formuły 1 będzie kształtował Ross Brawn, techniczny i strategiczny architekt mistrzowskich tytułów Michaela Schumachera w Benettonie i Ferrari, zdobywca podwójnej korony z własną ekipą Brawn GP w sezonie 2009. Za kwestie komercyjne odpowiada Sean Bratches, menedżer z wieloletnim doświadczeniem w sieci ESPN, gdzie wspiął się na stanowisko wiceprezesa ds. sprzedaży i marketingu. Z kolei całością pokieruje oddelegowany przez Liberty Media do roli prezesa F1 Chase Carey, długoletni współpracownik Ruperta Murdocha. Pierwsze nieśmiałe efekty nowego porządku już mamy, ale kompleksowe przebudowanie struktury sportu jest wielkim wyzwaniem – które zresztą Liberty Media zamierza podjąć w trosce o przyszłość wycenianego na 8 miliardów dolarów biznesu, przynoszącego 1,8 miliarda dolarów przychodów rocznie.

Sportowe widowisko

Oczekiwania ze strony świata Formuły 1 są jasne: sportowo wszyscy liczą na stworzenie widowiska na ekscytującym poziomie, natomiast komercyjnie nowi właściciele oraz główni aktorzy, czyli zespoły, chcą osiągnąć jak największe zyski. Po drodze trzeba zacząć od naprawienia kilku rzeczy, które za dyktatury Ecclestone'a przeszkodziły w rozwoju wyścigowych mistrzostw świata. Bezwzględny i kontrowersyjny Anglik co prawda zadbał przez poprzednie cztery dekady, by wyścigi Grand Prix stały się jednym z najpopularniejszych i najbogatszych sportów świata, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że w imię ochrony własnych interesów przespał parę kluczowych kwestii.

Dla kibiców, ale też i dla zespołów czy sponsorów, najważniejsza była niechęć 86-latka do mediów elektronicznych. Trudno je kontrolować, a przede wszystkim nie da się zbić na nich takiego majątku, jak na sprzedaży praw do tradycyjnych transmisji telewizyjnych. Świat idzie do przodu, kolejne pokolenia fanów nie wyobrażają sobie życia bez smartfona czy tabletu – tymczasem Ecclestone zadeklarował, że nie interesują go nastolatki i młodzież, których nie stać na luksusowe towary czy usługi firm sponsorujących F1. Nie liczył się z faktem, że trzeba przyciągnąć do sportu kolejne generacje, bo w przeciwnym razie za kilkanaście lat nikt nie wypełni luki po jego ulubionej grupie docelowej, czyli po zamożnych emerytach.

Podział wpływów

Z kolei na płaszczyźnie rywalizacji Ecclestone najbardziej zaszkodził mniejszym zespołom, ograniczając ich przychody z podziału zysków ze sprzedaży praw do F1 i eliminując je z procesów decyzyjnych przy kształtowaniu regulaminów. Perfekcyjnie realizował maksymę „dziel i rządź", starając się utrzymać w ryzach głównych aktorów widowiska. Największym ekipom przyznał sowite premie „za sukcesy" – w przypadku Ferrari też za samą obecność w sporcie, a wartość tej premii, czyli około 100 milionów dolarów na sezon, przekracza całoroczne budżety maluczkich. Innymi słowy, nawet gdyby czerwone samochody przez całe tegoroczne mistrzostwa ani razu nie dotarły do mety, to i tak Scuderia dostanie więcej pieniędzy niż mały zespół, nawet gdyby wygrywał wyścigi i dojeżdżał na podium.

Do tego opracowany przez Ecclestone'a sposób wprowadzania zmian w przepisach też faworyzuje wielkich graczy. Nowe pomysły są formułowane przez Grupę Strategiczną, w skład której wchodzą przedstawiciele pięciu największych zespołów plus najwyżej sklasyfikowana ekipa z pozostałej części stawki, a także przedstawiciele Światowej Federacji Samochodowej (FIA) oraz posiadacza praw komercyjnych – czyli do niedawna Ecclestone'a. Zespoły mają zatem łącznie sześć głosów, tyle samo ma FIA i posiadacz praw komercyjnych. Założenie było takie, że przy takiej strukturze władzy Ecclestone zawsze będzie w stanie dogadać się z jedną bądź drugą stroną, by przeforsować swoje pomysły. Czas pokazał, że nie zawsze zdawało to egzamin – podobnie jak obłaskawianie wielkich ekip sowitymi premiami. Tak czy inaczej, Ecclestone'a już nie ma, a problem niesprawiedliwego podziału wpływów finansowych i politycznych pozostał. Daremnie próbujące wyrwać się z błędnego koła małe ekipy, Force India i Sauber, złożyły nawet skargę do Komisji Europejskiej, zgłaszając fakt nieuczciwej konkurencji w F1.

Wydaje się, że Liberty Media ma łatwiejsze zadanie od strony sportowej, ale to tylko pozory. Oczywiście Brawn zamierza dokładnie przeanalizować aspekty wpływające na jakość widowiska, przede wszystkim temat wyprzedzania i bezpośredniej walki na torze. Tyle że poziom emocji jest też zależny od układu sił w stawce: im więcej zespołów liczy się w rywalizacji, tym lepiej. To z kolei jest trudne do osiągnięcia, gdy ekipy nie są jednakowo nagradzane za sukcesy – realizowana ostatnimi czasy filozofia przyznawania premii raczej pogłębia podziały, zamiast je niwelować. Temat wyprzedzania i walki na torze jest zatem wtórny wobec znacznie poważniejszych kwestii wyrównania szans.

Zapewne im głębiej szefowie Liberty Media zanurzają się w niuanse biznesu rządzonego dotychczas wyłącznie przez Ecclestone'a, tym bardziej doceniają skalę wyzwania. Postawienie F1 na właściwe tory nie będzie proste, bo nie da się po prostu zburzyć starych struktur. Kontrakty komercyjne podpisane przez zespoły obowiązują do sezonu 2020 i trudno wyobrazić sobie scenariusz, w którym wcześniej dojdzie do zmian w fundamentalnych kwestiach – chyba że stanie się cud i wielkie ekipy same postanowią zrzec się przywilejów, w imię lepszej przyszłości sportu.

Wyścigi w możnych krajach i atak na terytorium USA

Średni stopień trudności będzie towarzyszył innej części planowanej przebudowy F1. Amerykanie doceniają europejskie korzenie wyścigowych mistrzostw świata i deklarują ochronę klasycznych wyścigów, które za rządów Ecclestone'a przegrywały finansowe starcie z możnymi krajami, chcącymi zaprezentować się w globalnym sporcie i pokazać, że coś znaczą – mowa tu przede wszystkim o Bahrajnie, Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Singapurze, Rosji czy najnowszej pozycji na mapie F1, czyli Azerbejdżanie. Nowi właściciele zdążyli już zresztą urazić tamtejszych organizatorów Grand Prix, określając uliczny wyścig w Baku mianem nieprzydatnego dla rozwoju sportu. Ecclestone zwracał uwagę na co innego: zawarty przez niego kontrakt przynosi F1 niebagatelną kwotę 400 milionów dolarów – na czym oczywiście korzystają też zespoły.

Z drugiej strony Liberty Media już przedłużyło kontrakt z organizatorami z Rosji, a wyścigi w Abu Zabi i Singapurze są wymieniane jako przykłady wartościowych rund. Paradoksalnie, planowany na sezon 2018 powrót zasłużonej Grand Prix Francji to jeszcze dzieło Ecclestone'a. Odważnym celem będzie też atak na terytorium, którego nawet on nie zdołał w pełni podbić: mowa o USA, gdzie kibice przyzwyczajeni są do tamtejszych odmian motorsportu i traktują F1 jako coś zbyt mało rozrywkowego. Mimo to wyścig w Austin jest jedną z bardziej udanych rund, a Liberty Media planuje częstsze wizyty wyścigowej karawany w Stanach Zjednoczonych. Skupienie na Europie i USA może podobać się fanom, ale sumy na koncie muszą się zgadzać – a egzotyczne lokalizacje chętnie zasilały kasę F1 bajońskimi kwotami za przywilej goszczenia u siebie wyścigowych mistrzostw świata.

Najmniejszym wyzwaniem dla nowych właścicieli jest nadrobienie strat w mediach. Surowe restrykcje obliczone na ochronę interesów stacji telewizyjnych zostały poluzowane już podczas zimowych testów przed sezonem 2017 i zespoły dostały prawo do publikowania krótkich filmików z garażu i toru w mediach społecznościowych. Jeszcze w zeszłym roku było to nie do pomyślenia, a Lewis Hamilton był kilkakrotnie upominany za łamanie zakazu filmowania w padoku – nawet jeśli na ujęciach nie było widać samochodów i materiał w ogóle nie był związany ze sportową rywalizacją.

Na pewno jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie na pełny obraz planowanych przez Liberty Media zmian, nie mówiąc już o ocenie szans na ich wprowadzenie. Nowi właściciele dopiero odnajdują się w sytuacji. Mają rozsądne cele, ale ich osiągnięcie może trwać latami, a niektóre małe ekipy mogą nie przetrwać tak długiego oczekiwania na wyrównanie zasad gry.

Parkiet PLUS
Obligacje w 2025 r. Plusy i minusy możliwych obniżek stóp procentowych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Parkiet PLUS
Zyski zamienione w straty. Co poszło nie tak
Parkiet PLUS
Prezes Ireneusz Fąfara: To nie koniec radykalnych ruchów w Orlenie
Parkiet PLUS
Powyborcze roszady na giełdach
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Parkiet PLUS
Unijne regulacje wymuszą istotne zmiany na rynku biopaliw
Parkiet PLUS
Prezes Tauronu: Los starszych elektrowni nieznany. W Tauronie zwolnień nie będzie