Rugby się opłaca

Biznes i sport › W dwunastu japońskich miastach rozpoczął się turniej o mistrzostwo świata w rugby. Nad Wisłą to wciąż rzadka wiedza: po igrzyskach i piłkarskich mundialach to trzecia impreza sportowa świata.

Publikacja: 06.10.2019 05:00

Mecz Francja – Stany Zjednoczone na Fukuoka Hakatanomori Stadium, rozegrany 2 października podczas m

Mecz Francja – Stany Zjednoczone na Fukuoka Hakatanomori Stadium, rozegrany 2 października podczas mistrzostw świata w rugby, zakończył się wygraną Francuzów 23:21.

Foto: AFP

Oficjalna nazwa – Rugby World Cup (RWC). Pierwszy raz rozegrano ten turniej w 1987 r. Ma cykl czteroletni, impreza w Japonii nosi numer dziewięć, następne mistrzostwa, w 2023 r., odbędą się we Francji.

Rugby powstało w XIX wieku, społeczne korzenie dały mu lekcje wychowania fizycznego w dobrych szkołach średnich i uczelniach angielskich. Miało za sobą byt olimpijski (turnieje w 1900, 1908, 1920 i 1924 r.), dość krótki, choć w rugby grał i sędziował oraz aktywnie je promował twórca nowożytnego ruchu olimpijskiego, sam baron Pierre de Coubertin (dzięki czemu dyscyplina stała się popularna także w ojczyźnie barona).

Rugby wróciło na igrzyska dopiero w 2016 r. w Rio de Janeiro, ale w formie siedmioosobowej, która, mimo zalet, nie jest tym, co naprawdę zachwyca miliony kibiców: klasycznym rugby 15-osobowym.

Kontuzji mniej niż w golfie

To prawdziwe rugby, poniesione w szeroki świat zgodnie z mapą podbojów imperium brytyjskiego, trafiło w gusta grających i kibiców z wielu przyczyn. Jedną z nich jest to, że gra wywodzi się z piłki nożnej, ale zapewnia zdecydowanie więcej ciągłej akcji do oglądania w 80 minut. Jest w niej mnóstwo fizycznych kontaktów, zderzeń i szarż, co znacznie podnosi emocje – zrozumieli to ci, którzy tworzyli nieco później hybrydę soccera i rugby w USA – futbol amerykański.

Jest w bieganiu za piłką o jajowatym kształcie ważne miejsce dla osób wielkiej postury i wagi, tak samo jak dla tych smuklejszych, niższych, za to szybszych. Popularność dyscypliny tworzy też wyjątkowy duch gry, coś, co po części zapewniają przepisy, ale także prawie 150-letnia tradycja.

Rugby jest bowiem z założenia grą fair, pełną szacunku dla rywali. Nie ma w niej miejsca na okazywanie nienawiści, agresji, przeklinanie i kłótnie z sędziami. Może trudno to dostrzec od razu, ale rugby jest też grą dość bezpieczną, choć kontuzje, jak zawsze w sporcie, mogą się zdarzyć. Surowo karze się niebezpieczną grę. Badania statystyczne dowiodły niezbicie: więcej urazów przynosi golf.

Do rugby nie trzeba specjalnych boisk, te piłkarskie, po postawieniu odpowiednich bramek, też się nadają. Sprzęt również nie jest przesadnie drogi, próbować można w każdym wieku, niezależnie od płci (rugby kobiece też się rozwija).

Te i inne powody sprawiły, że rugby zdobyło popularność nie tylko w wielu krajach Europy, ale także w Ameryce Południowej, na wyspach Pacyfiku i na półkuli południowej. Teraz zaczyna podbijać Azję.

Trochę ominęło Polskę. Biało-czerwona reprezentacja ma nr 35. w rankingu światowym i gra obecnie w rozgrywkach trzeciej ligi europejskiej – Rugby Europe International Championships. Wyżej jest Rugby Europe Trophy, najwyżej Puchar Sześciu Narodów. W mistrzostwach świata Polska nigdy nie grała.

Komercyjny sukces

Mistrzostwa pojawiły się względnie późno w programie wielkich wydarzeń międzynarodowych – przez lata kibice i tak byli zachwyceni rozgrywkami lokalnymi, krajowymi i kontynentalnymi, ale pomysł chwycił, także w kategoriach ekonomicznych, od pierwszego turnieju zorganizowanego wspólnie przez Australię i Nową Zelandię.

W każdym czteroleciu odnotowywano kolejny wzrost liczby oglądających mecze na trybunach i przed telewizorami. Raporty na ten temat publikowane są od lat. Ostatni, wykonany przez firmę Ernst & Young, podsumowujący efekty Rugby World Cup 2015 w Anglii, siłą rzeczy pokazuje kolejne rekordy.

Cztery lata temu turniej mistrzowski wygenerował prawie 2,3 mld funtów szterlingów przychodu, z czego 1,1 mld funtów to kwota dodana bezpośrednio do brytyjskiego produktu krajowego brutto. Przez sześć tygodni na mecze przyjechało 406 tys. kibiców zagranicznych ze 151 (!) krajów. Impreza dała pracę i zaangażowała 34 tysiące osób.

Sprzedano 2,47 mln biletów na trybuny (98 proc. miejsc), to dało RWC 2015 piąte miejsce wśród imprez światowych w jednej dyscyplinie sportu (za czterema mundialami piłkarskimi). Finał oglądało w telewizjach świata 120 mln widzów, łącznie cały turniej – ponad 4 mld osób.

W raporcie EY widać w szczegółach, co dał turniej RWC gospodarce brytyjskiej: średnio 2400 funtów wydane przez każdego gościa zagranicznego (w sumie 958 mln funtów), wzrost ogólnej sprzedaży w handlu detalicznym o 1,8 proc., 2,7 mld funtów przypisane do wewnętrznych inwestycji brytyjskich bezpośrednio związane z RWC 2015 oraz 1 mln funtów zebrany przy okazji na cele charytatywne.

Brytyjczycy zorganizowali też 15 stref kibiców, przybyło do nich ponad milion osób (265 tys. obcokrajowców), wydali średnio 40 funtów na głowę – z takiego prostego działania też uzbierało się na czysto 10 mln funtów. Opinia, że po igrzyskach i MŚ w piłce nożnej MŚ w rugby to trzecia impreza światowego sportu, ma naprawdę silne argumenty.

Chociaż Japonia nie ma silnej tradycji gry w rugby, to mistrzostwa świata znów powinny się opłacić, może nawet bardziej niż te sprzed czterech lat. Wykonania studium wpływu ekonomicznego imprezy podjęła się ponownie firma Ernst & Young.

Wyniki tchną optymizmem: pierwszy turniej RWC w Azji powinien wygenerować dodatkową łączną produkcję i usługi wartości około 437,2 mld jenów (2,97 mld funtów, by można było porównać z poprzednikami), co przekłada się na dodatkowy wkład w japoński PKB na poziomie 216,6 mld jenów (1,5 mld funtów).

Badacze z EY założyli, że Kraj Kwitnącej Wiśni to atrakcyjny cel dla zagranicznych kibiców. Przewidują, że w czasie 44-dniowej imprezy powinno ich przybyć około 400 tysięcy. Przy tym założeniu wydatki przyjezdnych, przede wszystkim na podróże i hotele, powinny bezpośrednio przynieść gospodarce do 105,7 mld jenów (720 mln funtów). Przewiduje się, że łączna widownia telewizyjna przez sześć tygodni sięgnie już 4,4 mld widzów.

Japończycy przypominają, że turniej rozgrywany jest w 12 miastach, więc korzyści ekonomiczne rozkładają się na cały kraj. W dodatku mistrzostwa rugbystów w istotny sposób zareklamują gościom zagranicznym jeszcze ważniejszą imprezę: nadchodzące szybko igrzyska olimpijskie w Tokio w 2020 r. Jak zawsze dziedzictwo ekonomiczne związane jest z inwestycjami towarzyszącymi (głównie w transport) i da nową pracę w różnych sektorach 25 tys. Japończyków.

Ważny puchar, nie pieniądze

Robić mistrzostwa w rugby opłaca się organizatorom także dlatego, że inaczej niż w większości światowych wydarzeń sportowych w Rugby World Cup nie ma nagród pieniężnych.

Premie zapewniają drużynom wyłącznie krajowe federacje, w zdecydowanej większości uzależniając je od wyników w turnieju. Obrońcy tytułu z Nowej Zelandii otrzymają po 119 tys. funtów na głowę, jeśli po raz trzeci z rzędu (czwarty w ogóle) zdobędą mistrzostwo świata. Reprezentacja Anglii zgromadziła fundusz premiowy w wysokości 7 mln funtów. Jeśli Anglicy osiągną ćwierćfinał, to każdy otrzyma ok. 32 tys. funtów. Końcowe zwycięstwo oznaczałoby czek na 225 tys. funtów dla każdego.

To są górne granice. Można uważać je za znaczące, ale jeśli porównać z zarobkami piłkarzy uczestniczących w mistrzostwach świata albo z przychodami wielu innych sportowców zawodowych – nie robią wrażenia.

Rugbyści i tak twierdzą, że pieniądze w RWC zdecydowanie nie są najważniejsze. Prawdziwą i nieprzemijającą wartość ma wyłącznie puchar Webba Ellisa (4,5 kg pozłacanego srebra, uformowanego w klasycznej wiktoriańskiej formie), który 2 listopada 2019 r. odbierze w Jokohamie najlepsza drużyna świata.

Parkiet PLUS
Sytuacja dobra, zła czy średnia?
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Parkiet PLUS
Pierwsza fuzja na Catalyst nie tworzy zbyt wielu okazji
Parkiet PLUS
Wall Street – od euforii do technicznego wyprzedania
Parkiet PLUS
Polacy pozytywnie postrzegają stokenizowane płatności
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Parkiet PLUS
Jan Strzelecki z PIE: Jesteśmy na początku "próby Trumpa"
Parkiet PLUS
Co z Ukrainą. Sobolewski z Pracodawcy RP: Samo zawieszenie broni nie wystarczy