W ostatnich tygodniach, czyli podczas załamania na rynkach, na świecie było sporo przypadków, kiedy notowania ETF-ów rozjechały się z indeksami, które miały naśladować. Dlaczego?
Rzeczywiście, takie sytuacje miały miejsce, jednak nie jest to nic nadzwyczajnego na rynku funduszy pasywnych notowanych na giełdach. Zawsze gdy jest duża zmienność, pojawiają się większe różnice w notowaniach funduszy w porównaniu z indeksami bazowymi. Oczywiście do takich wypadków dochodziło również w przeszłości, z prostego powodu. Animatorzy, którzy odpowiadają za wyceny ETF-ów, nie zawsze, a tym bardziej w takich ekstremalnych momentach, są w stanie w odpowiedni sposób tak zarządzać popytem i podażą, by odzwierciedlać dokładnie notowania indeksów.
Czyli do takich sytuacji będzie dochodzić?
Absolutnie tak, zwłaszcza wtedy, gdy na rynkach będzie panować duża zmienność. Z drugiej strony takie warunki, jakie panowały na rynkach w marcu, zdarzają się bardzo rzadko. Tym razem jednak wyjątkowe było to, że problemy dotyczyły głównie nie akcyjnych, ale dłużnych ETF-ów w Europie i Stanach Zjednoczonych (na krajowym rynku takich produktów nie ma), głównie tych inwestujących w obligacje firm. Dlatego odbiło się to tak głośnym echem na świecie. Duże różnice w notowaniach były efektem wysokiej zmienności cen papierów dłużnych, szczególnie korporacyjnych, a także znacznie mniejszej niż w przypadku obligacji skarbowych płynności. Dyskonto między notowaniami jednostek a indeksu nawet dużych i płynnych ETF-ów sięgało kilku procent, podczas gdy w normalnych warunkach wynosi od kilku do kilkunastu punktów bazowych. Dotąd zwykle podobne problemy występowały w ETF-ach akcji, zwłaszcza z ekspozycją na małe spółki czy na rynki wschodzące.
Co dzieje się z takim funduszem w kolejnych dniach?