Rynek maklerski wysyła sprzeczne sygnały. Z jednej strony słychać od brokerów, że I półrocze tego roku było jednym z najlepszych okresów w historii, z drugiej zaś są dane Komisji Nadzoru Finansowego, które pokazują, że branża wciąż notuje stratę na działalności podstawowej. Jaka jest więc prawda o branży maklerskiej? Czy faktycznie przeżywa ona hossę, być może jedną z największych w ostatnich latach, a może jednak wcale nie jest tak różowo i powodów do zmartwień jest więcej niż tych do optymizmu?
Analiza danych
Aby spróbować odpowiedzieć na to pytanie, trzeba się nieco bardziej wgryźć w dane publikowane przez Komisję Nadzoru Finansowego. Na pierwszy rzut oka rzucają się przede wszystkim dwie liczby. Są to strata na działalności podstawowej, która w II kwartale wyniosła prawie 78 mln zł, a w całym I półroczu przekroczyła 160 mln zł, oraz całkowity wynik netto. Ten prezentuje się już zdecydowanie lepiej. W II kwartale wyniósł 159 mln zł, a po I półroczu sięga już niemal 400 mln zł.
Czym tak naprawdę jest działalność podstawowa, która spędza sen z powiek maklerom? Najkrócej mówiąc, jest to cała działalność związana z obsługą klientów, czyli m.in. przyjmowanie i wykonywanie zleceń, oferowanie instrumentów finansowych czy doradztwo inwestycyjne. Ta część w sposób szczególny związana jest z sytuacją rynkową, która sprzyjała wybranej grupie firm.
– Podstawowe przychody branży maklerskiej od początku I kwartału notują wzrostową tendencję – łączny wynik dla sektora jest za całe półrocze zbliżony do roku poprzedniego, ale kluczowe są duże rozpiętości w obrębie grupy – ze względu na zróżnicowaną ekspozycję na segment klienta detalicznego. To segment klienta detalicznego był głównym motorem przychodów. Pogłębienie tego trendu przyniesie III kwartał, niezwykle aktywny pod względem giełdowych obrotów generowanych przez klienta indywidualnego – mówi Piotr Kozłowski, dyrektor BM Pekao.