Kilkanaście lat temu, kiedy konkursy Turnieju Czterech Skoczni biły rekordy oglądalności w Niemczech, skoki narciarskie przeżywały złotą erę. Kontrakty sponsorskie z Milką i Audi oraz sięgająca 20 mln widzów telewizyjna publiczność sprawiły, że Adam Małysz w sezonie 2000/01 wyskakał fortunę. Polak poszybował na fali zainteresowania Martinem Schmittem – który za naszą zachodnią granicą przyciągnął do sportu kibiców oraz sponsorów – i w ciągu kilkunastu dni wzbogacił się o blisko 0,5 mln zł. Skoczek z Wisły zgarnął wówczas premię za wyniki w konkursach (80 tys. CHF) oraz wygranie całego turnieju (90 tys. CHF), a także Audi A4 Quattro 3.0. Do tego ostatniego nigdy nie wsiadł, bo podatki i cła sprawiły, że import nie miał sensu. Samochód trzeba było sprzedać za granicą. Co ciekawe, menedżer Polaka Edi Federer chciał wówczas zabrać auto bezpośrednio spod skoczni, ale egzemplarz wystawowy nie miał silnika.
Wynik Małysza rok później poprawił Sven Hannavald. Niemiec jako pierwszy skoczek w historii wygrał wszystkie konkursy cyklu i – łącznie z bonusami – zarobił 350 tys. CHF. Dziesięć lat później organizatorzy zapowiedzieli, że ten, kto powtórzy wyczyn Hannavalda, otrzyma 1 mln euro. Nagrodę gwarantował jeden ze sponsorów turnieju, ale w sezonie 2011/12 na najwyższym stopniu podium stawało aż trzech zawodników, więc nikt dodatku nie zdobył. Dziś o takich premiach w TCS skoczkowie mogą pomarzyć.
Turniej biednieje
System nagród w zawodach Pucharu Świata jest klarowny – skoczkowie za każdy punkt dostają 100 CHF. To oznacza, że zwycięzca zawodów kasuje okrągłe 10 tys. CHF. Dzięki temu sezonowa lista płac jest podobna do klasyfikacji generalnej cyklu, a media zainteresowane dyscypliną w trakcie sezonu publikują ją równie chętnie jak zestawienie zarobków tenisistów i tenisistek. PŚ to jednak nie wszystko. Dodatkowe premie można zgarnąć w TCS, Titisee-Neustadt Five, Willingen Five czy Raw Air.
Najbardziej prestiżowy jest ten pierwszy, rozgrywany na przełomie roku w Oberstdorfie, Garmisch-Partenkirchen, Innsbrucku i Bischofschofen, ale kasowo najatrakcyjniej prezentuje się ostatni. Kubacki za wygranie TCS dostał 20 tys. CHF premii, a najlepszy podczas Raw Air Kamil Stoch mógł zgarnąć trzy razy więcej, ale pandemia koronawirusa skróciła sezon, więc organizatorzy cyklu obcięli nagrody o połowę.
Premie za wyniki w Turnieju Czterech Skoczni to od dawna temat, który jest kamieniem w bucie najlepszych. – Waga wydarzenia i zaangażowanie finansowe organizatorów nie idą w parze z wynagrodzeniem. Turniej jest wyjątkowo biedny, także w porównaniu z innymi wydarzeniami sportowej zimy – nie kryje Schmitt. A Hannavald dodaje: – Turniej jest szczytem sezonu w skokach, co powinno znaleźć odbicie w wysokości nagród, szczególnie dla najlepszego. To, co jest dziś, to wstyd.