Dwa tygodnie temu Patryk Pyka pisał w tym miejscu o nowych rekordach cen złota, sugerując zarazem, że może to być zaledwie początek ruchu nie tylko żółtego kruszcu, ale też naszego preferowanego w tym roku metalu – srebra. W ciągu ostatnich dziesięciu sesji ceny złota wzrosły o 8 proc., a srebra o 15 proc. Można już chyba oficjalnie mówić o wyrwaniu się metali szlachetnych z trzyletniego marazmu, tym bardziej że stopy zwrotu z innych ryzykownych aktywów w tym czasie są bliskie zeru niezależnie od tego, czy mówimy o S&P 500, czy też np. o kryptowalutach.
Złoto i srebro przełamały w tym czasie obowiązujące długo korelacje – bilans zachowania dolara w ostatnim okresie jest neutralny, a rentowności amerykańskiego długu skarbowego rosły, zarówno na krótkim, jak i na długim końcu. Z jednej strony budzi to chęć do realizacji tych dość niezwykłych i nagłych w kategorii ostatnich lat zysków, z drugiej próby „timingowania” aktywności metali są niezwykle trudnym zadaniem. Wszystko wskazuje, że wreszcie drgnął wymarły przez lata popyt inwestycyjny – według analiz Bloomberg Intelligence rynek ETF-ów na złoto odnotował w ubiegłym tygodniu napływy o wartości co najmniej 600 mln dol., a po latach niemal nieprzerwanych odpływów potencjał popytu jest znacznie większy.
Z oficjalnych danych opublikowanych w niedzielę wiemy, że 17. miesiąc z rzędu złoto kupował Ludowy Bank Chin (72,7 mln uncji), ale wydaje się, że jeszcze większe znaczenie może mieć odrodzenie popytu detalicznego w Państwie Środka – świadczą o tym chociażby ostatnie anomalie w zachowaniu notowanych w Chinach ETF-ów opartych na kruszcu – handel jednym z nich był dwukrotnie zawieszany w ciągu tygodnia. Ceny złota fizycznego osiągają podobno na lokalnym rynku poziomy nawet 2700 dol./oz., a mali inwestorzy, zdecydowanie zmęczeni zachowaniem rynków nieruchomości i akcji, mają podstawy, by szukać alternatyw, szczególnie że zacieśnienie kontroli kapitałowych w ostatnich latach bardzo utrudnia im transfer środków poza granice kraju. Uważamy wprawdzie, że w II kwartale nastąpi także odbicie w górę w Hongkongu oraz na giełdach kontynentalnych, ale jedno nie musi drugiemu przeszkadzać – pozostajemy przy opinii, że rola kryzysu w Chinach w stagnacji metali szlachetnych w ostatnich latach pozostaje niedoceniona, a wraz ze spodziewaną przez nas poprawą w lokalnej gospodarce zacznie być szerzej zauważana i obserwowana.
Droższe metale szlachetne to dla nas również pochodna wysokich wycen na rynkach akcji – w Nowym Jorku, Tokio i Bombaju – które mogą wzmagać chęć dywersyfikacji na inne aktywa. Ale przede wszystkim to efekt wysokich ryzyk geopolitycznych. Najczęściej mówi się obecnie o możliwości eskalacji konfliktu Iran–Izrael, ale nie lekceważymy także sygnałów pogarszającej się sytuacji wojsk ukraińskich. Dalsze postępy armii rosyjskiej mają potencjał, by wiosną i latem wywołać kolejną falę strachu w Europie.