Zapewne nie o takim weekendzie myśleli pracownicy działu relacji inwestorskich LPP. Wygląda na to, że spółka mierzy się bowiem teraz z największym od lat kryzysem zaufania inwestorów (a być może i kredytodawców), wydaje się że większym niż afery związane z tanią siłą roboczą z Bangladeszu czy wypadkami w tamtejszych szwalniach.
Hindenburg Research, amerykańska firma założona w 2017 r. specjalizująca się w dochodzeniach finansowych i shortująca wybrane akcje poinformowała w piątek o zajęciu krótkiej pozycji na akcjach LPP. Razem z tą informacją opublikowała też raport, którego wydźwięk jest jednoznacznie negatywny dla wizerunku LPP i stawia spółkę w bardzo złym świetle. Wywiadownia sugeruje, że sprzedaż rosyjskich aktywów była pozorowana, a LPP dalej prowadzi i kontroluje biznes w Rosji, a do zaopatrywania jej używa rynku kazachskiego. W artykule przedstawiono nieco domysłów, mało wiarygodne wypowiedzi byłych menedżerów LPP, ale także mechanizm budowania powiązań kapitałowo-osobowych. Biorąc pod uwagę, że Hindenburg jest znany z tego rodzaju akcji (wcześniej wywoływał mocne przeceny m.in. takich spółek jak Adani, Nikola czy Block) i że często jego analizy wywołują krachy na akcjach danych spółek, rynek nie mógł przejść obojętnie ataku na LPP.
Zarzuty podnoszone w artykule są bardzo poważne, bo ich potwierdzenie oznaczałoby, że: raz, standardy corporate governance LPP są znacznie niższe niż rynek zakładał i być może za niskie dla wielu globalnych funduszy, dwa, że znaczna część przychodów powinna być rozpatrywana w inny sposób i że spółka tak naprawdę nie rośnie tak szybko. To by prowadziło do potężnego cięcia wycen w rekomendacjach.
Reakcja spółki na zarzuty wygląda na trochę niezorganizowaną. Pierwsze oświadczenie o zorganizowanym ataku obliczonym na spadek kursu akcji, którego przygotowanie trwało pięć miesięcy, rynek uznał za mocno niesatysfakcjonujące. Po jego publikacji i w trakcie zawieszenia kursu, teoretyczny kurs otwarcia wynosił nawet 10 000 zł (-44 proc.). Kolejne oświadczenia (do czasu pisania artykułu ukazały się trzy) były już bardziej precyzyjne, ale też niespecjalnie uspokoiły rynek. Mówiono w nich o okresie przejściowym, a więc niejako potwierdzano, że część przychodów w przyszłości zniknie. Nie odnoszono się też do sugerowanych w artykule powiązań osobowych spółek-nabywców rosyjskich aktywów LPP, a jedynie zaprzeczono kontrolowaniu ich przez LPP. Z drugiej strony, raport Hindenburga ukazał się tuż przed sesją. LPP dopiero go analizuje i możliwe, że buduje klarowną linię obrony.
Działania ostrego ataku medialnego połączone z zarabianiem na krótkiej pozycji są na pewno mocno ryzykowne. W przypadku stwierdzenia manipulacji w artykule, narażają Hindenburga na duże kary. Tyle tylko, że procesy sądowe trwają, a zyski są natychmiastowe. Jedno jest pewne – jesteśmy świadkami jednej z ciekawszych potyczek na rodzimym rynku kapitałowym.