W maju ten wskaźnik osiągnął poziom 29,6 proc. (co oznacza, że tyle wynosi szacunek prawdopodobieństwa, że w maju 2020 r. w USA będzie trwała recesja). W okresie minionego półwiecza osiągnięcie tego poziomu ostrzegało przed każdą z siedmiu gospodarczych recesji w USA. Takie jak majowe sygnały ostrzegawcze generowane były w przeszłości kolejno w sierpniu 2006 r., w lipcu 2000 r., czerwcu 1989 r., październiku 1980 r., listopadzie 1978 r., czerwcu 1973 r., grudniu 1968 r. oraz styczniu 1966 r. Ostatni raz ten sygnał okazał się fałszywy w 1966 r. Formalne recesje w gospodarce USA (według klasyfikacji NBER) rozpoczynały się wtedy odpowiednio w grudniu 2007 r. (16 miesięcy po sygnale), marcu 2001 r. (8 miesięcy po sygnale), lipcu 1990 r. (13 miesięcy po sygnale), lipcu 1981 r. (9 miesięcy po sygnale), styczniu 1980 r. (14 miesięcy po sygnale), listopadzie 1973 r. (5 miesięcy po sygnale) oraz w grudniu 1969 r. (12 miesięcy po sygnale). Średnia z tych przesunięć w czasie pomiędzy sygnałem a początkiem recesji to 11 miesięcy, mediana 12 miesięcy, minimum to 5 miesięcy, a maksimum – 16 miesięcy. Czyli recesja w USA powinna rozpocząć się najwcześniej w październiku, najprawdopodobniej w kwietniu, maju 2020 r., a najpóźniej we wrześniu 2020 r. No chyba że nastąpi cud i USA zawrą z Chinami jakieś nadzwyczaj korzystne porozumienie handlowe, które – być może – odsunie w czasie negatywne scenariusze gospodarcze.
Oczywiście pojawienie się tego sygnału pogarsza perspektywy amerykańskiego roku akcji: projekcja S&P 500 uzyskana przez uśrednienie trajektorii indeksu wokół ośmiu takich sygnałów z przeszłości osiąga szczyt za 2 tygodnie, po czym spada o kilkanaście procent do października 2020.
W rezultacie rynek pieniężny zaczął dyskontować obniżki stóp Fed, szacując prawdopodobieństwo cięcia o 25 pkt baz. na posiedzeniu FOMC 18–19 czerwca na 17 proc., a prawdopodobieństwo zejścia 30–31 lipca stóp z obecnego poziomu 225–250 pkt baz. do 200–225 pkt baz. na aż 66 proc. przy dodatkowym 12 proc. stóp wynoszących jedynie 175–200 pkt baz. Rynki obligacji skarbowych reagowały na to kontynuacją rozpoczętej jesienią hossy: rentowności niemieckich bundów zeszły na historyczne minima i nawet rentowność polskich dziesięciolatek spadła na czteroletni dołek (poniżej 2,5 proc.). Zgodnie z klasycznym schematem rotacji aktywów, gdy inwestorzy uznają, że obligacje skarbowe są za drogie, zaczną przenosić kapitał na rynek akcji, generując na nim cykliczną hossę.
Być może w antycypacji takiego rozwoju wydarzeń saldo optymistów i pesymistów w najnowszym sondażu INI SII osiągnęło najwyższy poziom od czasu szczytu hossy ze stycznia 2018 r. (+9,3 pkt proc.). Na krótką metę to zapewne sygnał ostrzegający przed korektą, tak jak wzrost wartości tego wskaźnika nastrojów krajowych inwestorów indywidualnych do +7,3 proc. 14 marca ostrzegał przed spadkiem, który na WIG20 rozpoczął się 3 kwietnia. ¶
Wojciech Białek analityk finansowy