Jedną z najważniejszych cech technologii blockchain jest to, że pozwala ona wyeliminować pośrednika z łańcucha dostaw, a przez to oszczędzać pieniądze i czas. Rozproszona baza danych łączy bezpośrednio dostawców z odbiorcami. Najlepiej widać to oczywiście w bitcoinie, gdzie obecnie za kilka centów możemy bardzo szybko wykonać przelew na portfel znajdujący się po drugiej stronie planety i nie potrzebujemy do tego centralnej instytucji zaufania w postaci banku. I to właśnie bitcoin, co podkreślał prof. Stefan Dziembowski w wywiadzie dla „Parkietu", otworzył światu oczy na technologię blockchain. Jednym z najbardziej obiecujących obszarów jego zastosowań jest niewątpliwie energetyka, zwłaszcza teraz, gdy coraz większe znaczenie mają indywidualni jej prosumenci. Projekty zdecentralizowanych sieci energetycznych znane są już od kilku lat, na czele z australijskim Power Ledger. Okazuje się jednak, że i nasi sąsiedzi eksperymentują z podobnymi rozwiązaniami. Mam na myśli mały, niemiecki fintech Lition, który korzystając z blockchaina Ethereum, stworzył giełdę wymiany energii, w której każdy odbiorca i dostawca może kupić lub sprzedać prąd. To ciekawy i ambitny projekt, więc warto się nad nim pochylić.

Lition powstał w tym roku. Firma stworzyła aplikację (można ja przetestować na ich stronie), w której dostawcy energii mogą umieszczać swoje oferty, a odbiorcy mogą wybierać tę najkorzystniejszą dla siebie. Nie ma tu więc jednego centralnego dystrybutora (jak np. RWE), który agreguje energię od wielu dostawców i potem rozsyła ją do klientów. Handel odbywa się bezpośrednio między zainteresowanymi stronami. Jest to więc po prostu cyfrowy bazar, na którym obraca się prądem. W uproszczeniu działa to tak, że gdy klient wybierze już swojego dostawcę i dokona płatności, smart kontrakt umieszczony na blockchainie automatycznie wykrywa płatność i wysyła zakupiony prąd.

GG Parkiet

Fintech stara się sprostać wymogom współczesności, dlatego skupia się na dostawcach pozyskujących energię z odnawialnych źródeł. Firmy można sortować według trzech kategorii: wiatr, słońce i biomasa. Na ten moment Lition obsługuje 700 domostw w 12 niemieckich miastach (m.in. Berlinie, Hamburgu i Monachium). Jak zapewnia szef fintechu Richard Lohwasser, choć zielona energia kojarzy się z wyższymi stawkami, to dzięki eliminacji pośrednika oszczędność na rachunku klienta sięga 20 proc., a zysk po stronie dostawcy rośnie o 30 proc. względem rozwiązania scentralizowanego. Lition ma ambicję rozbić energetyczne monopole, bo wierzy w to, że ludzie będą woleli handlować bezpośrednio między sobą i mieć pełną swobodę w wyborze dostawcy prądu. Nietrudno sobie wyobrazić, że mieszkańcy gmin/landów woleliby kupować prąd taniej od znanej w okolicy farmy fotowoltaicznej, albo wręcz od sąsiadów, którzy akurat wyjechali na wakacje i mają nadwyżki generowane przez ich inteligentny dom. Rozwiązania bazujące na technologii łańcucha bloków idealnie nadają się do wszystkich systemów dostaw, które są rozproszone. A skoro zmiana klimatu zmusza nas do przejścia na odnawialne źródła, które z natury rzeczy są rozproszone, to blockchain może być przyszłością branży energetycznej. Problemem pozostaje oczywiście przepustowość i skalowalność rozwiązań. Obsługa 700 domostw to nie problem, ale gdyby było ich 7 mln? Lition sam przyznaje, że blockchain Ethereum każe czekać na potwierdzenie transakcji zbyt długo, a poza tym sam w sobie jest energochłonny z uwagi na kopanie bloków. Fintech pracuje jednak nad własnym rozwiązaniem publiczno-prywatnego łańcucha. Pomaga mu w tym informatyczny gigant SAP. Chyba nie muszę dodawać, że jeśli wzrośnie popyt na takie usługi, to inwestorzy dostaną kolejny ciekawy temat inwestycyjny...