Bessa na rynku kryptowalut trwa już ponad rok. Czynniki natury fundamentalnej, jak na przykład zapowiedzi nowej platformy handlowej Bakkt i usługi depozytowej Fidelity, nie spowodowały zmiany trendu. Ale rynek z nadzieją patrzy na inną kwestię, a mianowicie na tzw. halwing. Jest to zmniejszenie ilości bitcoinów, które górnicy dostają za kopanie. Inwestorzy wierzą, że zadziała czysta ekonomia – mniejsza podaż, wyższe ceny. Historia pokazuje, że coś jest na rzeczy...
Kontrola podaży
Na początek słów kilka o samym halwingu. Otóż Satoshi Nakamoto, uznawany za twórcę bitcoina, umieścił w kodzie źródłowym tej kryptowaluty pewien warunek, który ma zagwarantować stałą, docelową jej podaż na poziomie 21 mln sztuk. Ów warunek mówi, że co 210 000 bloków w łańcuchu nagroda dla górników ma być zmniejszana o połowę. Przypominam bowiem, że ten kto wykopie blok (czyli rozwiąże kryptograficzną zagadkę i dzięki temu dołączy do łańcucha kolejny blok zawierający zapis transakcji za ostatnie 10 minut), dostaje za swoją pracę wynagrodzenie w postaci bitcoinów (taki system motywacyjny). Ponieważ sieć działa tak, że średnio co 10 minut powstaje nowy blok, to można oszacować, że mniej więcej co cztery lata dochodzi do zmniejszenia wielkości nagrody. I tak faktycznie się dzieje.
Przez pierwsze cztery lata działania sieci górnicy dostawali 50 bitcoinów za każdy wydobyty blok. W kolejnym okresie, między 2012 i 2016, nagroda wynosiła 25 bitcoinów, a obecnie jest to 12,5 bitcoina. Następny halwing przypada na maj 2020 r. A więc za nieco ponad rok i trzy miesiące górnicy będą dostawać wynagrodzenie w wysokości 6,25 bitcoina. W długim terminie proces halwingu doprowadzi do tego, że ostatni bitcoin zostanie wydobyty w 2140 r.
W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że prostym warunkiem zapisanym w kodzie Nakamoto zaimplementował bitcoinowi mechanizm kontroli podaży, a więc to, czym w tradycyjnych finansach zajmują się banki centralne. W tym momencie wydobytych zostało już 83 proc. wszystkich bitcoinów, a przez halwing tempo „emisji" kolejnych będzie stopniowo maleć. Na rynek będzie więc trafiać coraz mniej jednostek tej kryptowaluty. Zakładając, że zainteresowanie bitcoinem nie będzie spadać, jego malejąca podaż powinna zgodnie z klasyczną teorią ekonomii przekładać się na wzrost ceny. W końcu rzadkie dobro jest zazwyczaj wyżej wyceniane. Na ten argument powołuje się wielu entuzjastów bitcoina, którzy zwiastują kolejną hossę na tym rynku. Okazuje się bowiem, na co wskazuje powyższy wykres, że halwing faktycznie zbiega się w czasie z silnym rynkiem byka.
Hossa od maja?
Cofnijmy się w czasie do listopada 2011 r., czyli do momentu, gdy do pierwszego halwingu został dokładnie rok. Bitcoin był wtedy wyceniany na 2 USD i miał za sobą kilka miesięcy bessy, która obniżyła jego wycenę o 94 proc. Na poziomie 2 USD rynek niedźwiedzia się zatrzymuje i bitcoin wchodzi w fazę hossy. 28 listopada 2012 r. dochodzi do zmniejszenia nagrody (z 50 do 25 bitcoinów), a bitcoin kosztuje już wtedy 12,5 USD (510 proc. w rok). Byki się jednak nie zatrzymują. Hossa trwa kolejne 12 miesięcy i w listopadzie 2013 r. kurs wyznacza nowe historyczne maksimum w okolicy 1240 USD (9820 proc. w rok).